19-20.11.2016 Strzeliński Rogaining- Kamiennik
Strzeliński Rogaining w tym roku miał bazę w Kamienniku, jadę z Piotrkiem i choć pogoda zapowiada się sroga to humory dopisują. Temperatura około 5*C, deszcz siąpi, czasem nawet dość mocno zacina, ale ma przestać padać około 19, czyli dokładnie w godzinie startu. W bazie jak zwykle gorące przyjęcie, jest trochę znajomych z poprzednich edycji, a i kolarskich twarzy coraz więcej, tym razem w imprezie startuje Michał z Wiązowa- w końcu jego tereny to wypada. Trochę nas dziwi lekko wydłużony czas od rozdania map do startu, ale potem wszystko się wyjaśnia- start nie jest z bazy, tylko z zadaszonej wiaty w lesie i docieramy tam podstawionym wesołym autobusem. Utrudnia to lekko planowanie trasy, ale z grubsza mamy obczajony temat. MAPA. Wyjątkowo dużo punktów znajduje się koło bazy i są dwie opcje- najpierw pętelka dookoła, a punkty blisko mety na koniec lub na odwrót- decydujemy się na pierwszą opcję.
Start- biegniemy do punktu 4e, który nie sprawił żadnych problemów, co nas zdziwiło bo początek mamy zawsze słaby, no ale PK za 4pkt, więc trudny dodo znalezienia nie był. No ale co się odwlecze to nie uciecze, psujemy trochę azymut idąc przez las do 6h i tracimy tam dobre dziesięć minut. Opis PK brzmiał „róg ogrodzenia”, tyle że ogrodzeń tam chyba z pięć ,w końcu po bolączkach udaje się odnaleźć PK, no ale najgorsze jeszcze przed nami. Najgorsze czyli kolejny 6b- dobiegamy asfaltem i na skraju zabudowań odbijamy w kierunku punktu kontrolnego- opis „podmokły teren”. Cóż już planując trasę miałem obawy, bo „podmokły teren” po 3 dniach mniejszych czy większych opadów mógł być po prostu jeziorkiem po kolana. No ale nie to był problem- niestety szukaliśmy nie tam gdzie trzeba- opis dodatkowy „południowo- zachodni róg lasu” no i niestety szukaliśmy nie przy tym lasku co trzeba- czasem lupa w kompasie się przydaje. Wygląda na to, że PK był w małym zagajniku obok większego lasu, którego przez panujące warunki po prostu nie dostrzegliśmy. Po 20tu kilku minutach brodzenia w bagienkach rezygnujemy, uznając że faktycznie PK jest trudno osiągalny ze względu na warunki. Kupa czasu w plecy i jeszcze 6pkt do tyłu…dramat. Dramatem było też kolejne kilkaset metrów, które pokonywaliśmy przez pole. Niestety w tym roku bieganie po zaoranych polach na azymut nie miało sensu. Buty momentalnie oblepiały się błotem i każdy ważył z 2kg. Jak tylko się zatrzymywałem w jednym miejscu momentalnie grzęzłem dobre kilka cm w błocie- wciągało jak małe bagienko. Ustaliliśmy, że do końca imprezy biegamy raczej po ścieżkach leśnych i asfaltach. To był ogólnie chyba najgorszy moment na tym biegu. Najmocniej padało, zerwał się porywisty wiatr, w butach mokro i zimno i jeszcze to błotniste pole. Przy następnym punkcie 6a mamy trochę szczęścia, bo szukamy go na jednej górce (taki był opis) no i nie ma, w okolicy górek pełno, a my trochę się już zagubiliśmy, ale może 2-3mintuty konsternacji i mamy PK. No ale powoli się rozkręcamy. 7b też nam sprawił lekkie problemy- dużo ścieżek się spotykało w jednym miejscu i jakoś nie wszystkie były na mapie. Trochę błądzimy, ale ważne że 7pkt w końcu wpada. Kolejny 5a bez większego problemu. No ale żeby nie było za pięknie, to przestrzelamy skręt z asfaltu na 6f i musimy się cofać kilkaset metrów….barany, jakaś totalna zawiecha- chyba powoli zmęczenie daje o sobie znać. No ale w sumie od tej pory trochę się ogarnęliśmy. Do końca imprezy nie popełniamy już dużych błędów. Na trudny punkt 8c wchodzimy jak po nitce, 6e przy strumyku też bez problemu i zawijamy w kierunku Ziębic. Tak! Chwila po północy, chmury powoli się rozchodzą, z tyłu przyświeca prawie pełny księżyc, a na horyzoncie majaczy panorama miasteczka, taki magiczny moment! Zbiegamy przez ogródki działkowe i docieramy do centrum, gdzie wzbudzamy zainteresowanie kilku (przyjaznych) grupek wracających z imprez . Punkt w Ziębicach miał też swój urok, bo był w okolicy 8-mio metrowego kamiennego pomnika orła na całkiem sporym wzgórzu. Super lokalizacja.
Teraz czas zaliczyć drugi PK za 8pkt i też robimy to bez większych komplikacji. Zaczynamy powoli kierować się w stronę Biskupiego Lasu gdzie jest rozmieszczone dużo punktów i meta imprezy. Po drodze zgarniamy 5b,5c i 5f .Piotrek zaczyna narzekać na problem z biodrem, ale turlamy się dalej. Jednak ogólnie forma biegowa wydaje mi się, że była lepsza rok temu… cóż może biec drugi raz ~60km w ciągu 3 tygodni to nie jest super świetny pomysł ;). Obiegamy lasek od północy zaliczając 4a i 7a (tu się trochę mieszamy- za dużo dróg w realu, za mało na mapie, no ale w końcu wzdłuż strumyka docieramy do sporych rozmiarów wykrotu przy którym jest PK. Następny w kolejności 4g- bez problemu. Powoli zaczyna się kończyć czas -zostało 50 minut. Mamy teraz decyzję do podjęcia- albo atakujemy 8d i lecimy na metę, albo 4b, 4c i może zdążymy 2a,2b. 8-mka wydaję się dość ciężka, no i w końcu za coś te 8pkt musi być- blisko bazy więc musi być trudna do znalezienia, aby być tak mocno punktowana. Decydujemy się na 2gi wariant. 4b zaliczone, 4c też- łatwe punkty praktycznie na ścieżce. No i zaczyna się wyścig z czasem. Jesteśmy na 4c a do limitu czasu 22 minuty. Decydujemy się najpierw na łatwiejszy 2a- zwiększamy zdecydowanie tempo biegu, punkt znaleziony, zostało 16 minut. Cofamy się do głównej drogi z której w prawo na metę w lewo na 2b- dajemy sobie 5 minut i po tych 5 minutach jestem na zboczu skarpy. Bardzo stroma ściana (dopiero teraz zauważyłem opis na karcie z piktogramami :”niebezpieczna skalna ściana” i wskazane dojście do 2b przełomem- przełomem faktycznie biegłem….ale dopiero po zdobyciu punktu;). Będąc na górze wiedziałem, że PK jest na dole jakieś 6-7 błotno- skalnej ścianki. Na zegarku wybiła właśnie minuta, o której mieliśmy już wracać. No nic do stracenia….chyba;)…położyłem mapę na ziemi żeby mieć wolne ręce, obróciłem się twarzą do ściany i zsuwając się na nogach i rękach nabierając prędkości, hamując o co się da jakoś znalazłem się na dole, to było coś! :). Krzyknąłem tylko do Piotrka że mam punkt i żeby mi zabrał mapę, wybiegam przełomem i przed nami jakieś 600m sprintu, ale czas wydaje się bezpieczny- nie będziemy mieć ujemnych punktów. Tętno osiąga maksymalną wartość tego dnia, a Piotrka od adrenaliny przestaje boleć biodro, na metę wpadamy jakieś 2 minuty przed limitem czasu.
Końcówka była ostra, ale rozegraliśmy ją super. Wszystko się udało spiąć czasowo dokładnie tak jak zaplanowaliśmy. Teraz chwilka przy ognisku, bigos, kiełbaski i autobus do bazy. Przebieramy się i lecimy wracamy do domu. Dojeżdżając do Wrocławia niebo na wschodzie powoli zaczyna robić się jaśniejsze, świt, to była dobra noc :).
A! Wynik, w sumie dla nas mało ważna rzecz po takich emocjach, ale wspomnieć można. 8me miejsce na 37 teamów. 108 punktów i 55km ( o łał zbliżamy się do graniczy 2pkt/km. 2 lata temu mieliśmy 64km i 75pkt :P, to chyba jednak progres jest 🙂 ). Miejsce nie jest rekordowe- rok temu byliśmy na 6tym, ale mamy najwięcej punktów z historii naszych startów. Po prostu w tym roku więcej dobrych rywali na czele ze zwycięzcami z Czech, którzy rozwalili system biegowo i orientalistycznie pewnie też zdobywając 147pkt i wyprzedzając drugą drużynę o 20pkt. Fajnie było, te zawody zawsze są ciekawe, wymagające i ekscytujące, milion emocji jednej nocy, zmęczenie i ekscytacja jednocześnie tworzą wybuchową mieszankę.