Miesięczne archiwum: Maj 2015

Puchar Świata XCO Nove Mesto

Już od jakiegoś czasu chodził mi po głowie wyjazd na Puchar Świata w XC, żeby z bliska zobaczyć międzynarodową czołówkę MTB. Lokalizacja najwygodniejsza, aby ten pomysł zrealizować, to Nowe Mesto w Czechach- jakieś 230km od Wrocławia. Dodatkową zaletą jest fakt, że edycja u naszych południowych sąsiadów ceniona jest praktycznie pod każdym względem- od jakości trasy po organizację. W tym roku termin idealny, bo zawody w niedzielę po sobotnim Bike Maratonie można było sobie odpocząć kibicując.

Zobaczmy co tam ma Rose :)... ...o takie ładne Scotty na XTR DI2

Teren faktycznie super, bo taka wielofunkcyjna górka- w zimie biegi narciarskie/ biathlon, a w lecie zawody XC i bike park. Do tego trasa tak ułożona, że podczas jednego wyścigu da się być praktycznie w każdym ciekawym miejscu…a takich jest sporo- kamieniste sekcje, zjazdy po korzeniach, po hopkach, ciężkie podjazdy, fajne ścianki- jest na co popatrzeć. Przy ciekawszych fragmentach ustawione były trybuny i telebimy z relacją Red Bull TV….choć najciekawsza opcja to biegać pomiędzy odcinkami trasy i tam dopingowanie swoich faworytów.

Zdjęć z trasy nie dużo, bo ogólnie pogoda średnia i aparat nie dawał rady. Na miejscu udało się być ze 2h przed startem, więc pobuszowaliśmy trochę po namiotach teamowych i pooglądaliśmy nowości sprzętowe oraz samych zawodników- do wyścigów jeszcze kupa czasu, więc chętnie pstrykali sobie razem zdjęcia, co ochoczo wykorzystywaliśmy:)

NO1- Julien Absalon Fota z Majką....bo ostatnia jaką miałem to z MP w maratonie 2005 :) Z Catharine Pendrel- aktualną mistrzynią świata XCO Osaczony Jaroslav jeszcze nie wie, że będzie gwiazdą dnia :) No i z Jolą :) Bardzo fajne wrażenie zrobiła- sympatyczna i uśmiechnięta....no chyba że to jest ten luz jak się wie, że się jest najlepszą :) A to druga strona medalu- Rita, kamienna twarz, pełne skupienie i wręcz rutyna od tylu lat.

Potem udaliśmy się już na trasę i kibicowaliśmy naszym zawodniczkom podczas wyścigu kobiet. Atmosfera na trasie niesamowita- nie trzeba było wyglądać za zawodniczkami- doskonale było słychać doping kibiców gdy się zbliżały w dane miejsce. Na trasie i trybunie głównej było w sumie ponad 14tyś widzów!!! Szkoda defektu Majki, no ale walczyła dzielnie. Duże wrażenie zrobiła Ola przebić się z numerem 70 na 29 miejsce to jest coś. Pomiędzy wyścigami był przygotowany pokaz samolotów akrobacyjnych Red Bull, więc nie było ani chwili, aby się nudzić. Potem wyścig facetów i kosmiczna jazda dwójki Kulhavy i Schurter- oj było co podziwiać na technicznych sekcjach. Pogoda trochę utrudniła zadanie kolarzom, bo wyglądało na to, że noc była deszczowa, a i przez cały dzień czasem lekko pokropiło z nieba- zdarzały się uślizgi i gleby, choć i tak byłem pod wrażeniem trzymania opon w takich warunkach.

Maja na 5m jeszcze przed defektem Ola w akcji Podium kobiet. Na trasie wyścigu mężczyzn Sekcja "BMX" Pokaz Red Bulla w przerwie

Impreza udała się super- wśród kibiców wiele znajomych twarzy z naszych wyścigów, pewnie Polaków wśród tych prawie 15 tyś widzów był spory procent. Warto na takie widowisko się wybrać- ja byłem pierwszy raz w życiu i jestem bardzo zadowolony, kto nigdy nie był, to szczerze polecam, bo wrażenia niezapomniane!

Trening wysiedzeniowy i odwiedziny w Henrykowie

Sezon już trochę trwa, a ja jeszcze szukam formy. Tzn. na razie bez obaw, bo ważne imprezy zaczynają się w lipcu, ale trochę przeanalizowałem czego mi brakuje i ostatnio wdrożyłem trochę nowości, zobaczymy jakie będą rezultaty. Narzędziem, które często jest pomocne dla mnie to trening wysiedzeniowy- długa jazda o dość niskiej intensywności, ciut niżej niż standardowa wytrzymałość tlenowa. Taki trening zawsze fajnie stabilizował moją formę i coś dobrego z niego było, zobaczymy jak tym razem.

Na samym początku trochę postraszyło :)

A że taka jazda trwa około 6h, to jest to świetna okazja aby odwiedzić tereny, gdzie zazwyczaj się nie zapuszczam. Kusił mnie Lubiąż, bo tam nie byłem od 10 lat chyba, ale zostawię to sobie na kolejną wysiedzeniówkę. Jednak zostałem przy Cystersach i przejechałem się do Henrykowa. Dzień zapowiadał się przepięknie, choć z każdą kolejną godziną pojawiało się coraz więcej chmur i już po pół godzinie ukazał mi się obrazek jak powyżej- widowisko przepiękne, rzadko zdarza się widzieć takie chmury. Jednak do samego Henrykowa nie spadła z nieba ani kropla, ale po mokrym asfalcie jechałem i czuć było „pogłos” burzy. W miasteczku chwila na objechanie opactwa, kilka fotek i ruszam dalej, bo jeszcze 2/3 drogi przede mną.

Tablica pamiątkowa przy wjeździe do Henrykowa A tak o ta słynna księga wygląda...eee nie no za duża- oryginał jest w Muzeum Archidiecezjalnym we Wrocławiu Opactwo cysterskie w Henrykowie

Przez Ciepłowody i Przerzeczyn- Zdrój dojeżdżam do Piławy i Dzierżoniowa. Ten odcinek to dla mnie nowość- nigdy szosówką tamtędy nie jechałem….a warto. Teren fajny- odrobinę pofałdowany- w końcu to jeszcze chyba obszar Wzgórz Niemczańsko- Strzelińskich. Turystyka (pewnie za sprawą miejscowości uzdrowiskowej, choć nie tak znanej jak duże dolnośląskie „Zdroje”) kwitnie, widać nowe karczmy, tablice informujące o lokalnych atrakcjach, ścieżki przyrodnicze itd. Całkiem fajny pomysł na niedzielę po wyścigu żeby się przejechać na luzie z rodziną startując np. ze Strzelina- na początek chwilę po wzgórzach, a potem okolice uzdrowiska- może jeszcze się uda przetestować w tym roku.
Nie podpasiła mi tylko droga Piława-Dzierżoniów- niby wojewódzka, ale ruch srogi- jakiś lokalny tranzyt bo sporo ciężarówek, lepiej ominąć np. przez Ostroszowice bo to fajna miejscowość i mili ludzie tam mieszkają :).

Test możliwości tworzenia panoramy w Nexusie 5, fajnie tylko ciut z góry obcięło ;)

No a potem to już znana traska- Kiełczyn- Tąpadła i do domu kręcąc trochę po drodze, aby wyszedł założony czas. Trening fajowy, robota zrobiona, zmęczenie po takiej intensywności (130hr i 200W) żadne, tyłek nie boli, obyło się bez deszczu choć padało chyba wszędzie dookoła i 6h pojechałem na jednym 30g batoniku;), żyć nie umierać 😉

Masyw Ślęży od południa wygląda jakoś tak dziwnie płasko... Mój prowiant na 6h....zawsze jeżdżę ekonomicznie, ale tym razem się zdziwiłem ;) No dobra śniadanie było takie że się na jednym talerzu nie zmieściło, ale wciąż :)

Relacja ze Zdzieszowic i coś z dziś

Skrobnąłem wreszcie relację z Bike Maratonu w Zdzieszowicach, więc w wolnej chwili zapraszam do lektury.

A co ciekawego w ten weekend, no w sumie nic….niby dwa fajne wyścigi, bo Polkowice i Wyszehradzki na szosie, ale odpuszczam, miałem mocną końcówkę tygodnia w robocie i to w dość marnych warunkach, ot taka specyfika pracy raz mogę sobie pojeździć we wtorek od rana po Ślęży, a raz terminy się nakładają i trzeba plątać się z kabelkami na budowie po kilkanaście dziennie….no ale dzięki temu możecie zobaczyć jak ładnie będzie wyglądało nasze Narodowe Forum Muzyki 😉

:)

Stwierdziłem, że większy pożytek będzie z treningu po długiej i dobrze przespanej nocy niż z kolejnego płaskiego wyścigu. Szkoda mi tylko tych Polkowic, bo specyfika trasy podobna do MP w maratonie w pobliskim Obiszowie. Ale ciul tam, fajnie dziś było, nogi się kręciły do tego stopnia, że życiówka na moim teście terenowym pod Tąpadłę zrobiona- 440W przez pięć minut na podjeździe, no no no. Pokręciłem się trochę w okolicy, kilka podjazdów pod przełęcz + raz Przemiłów i wyszedł całkiem przyjemny trening przy pełnym słoneczku 🙂

Takie dni lubię :)

Ślęża! Nareszcie!

Eh no jak to się stało? Już maj a mnie nie było w tym roku na Ślęży na MTB? Prognozy na wtorek były przesuper- nie pozostawało nic tylko ustawić sobie tak robotę w tygodniu, aby móc wykorzystać ten piękny dzień i 10:00 parkowałem samochód w Rogowie Sobóckim- akurat najpierw chwilka asfaltem na rozgrzewkę zanim się wjedzie w teren.

No to zaczynamy :)

Na początek Drogą Piotra Włosta dookoła Ślęży i juz po chwili jestem na Przełęczy Tąpadła. Ależ sucho tej wiosny, nawet w miejscu gdzie zazwyczaj jest bajoro koło Źródła Ślężan, teraz ledwo mała kałuża. No to teraz czas na podjazd na Ślężę- to dobry test terenowy- trasa osłonięta drzewami, bez czynników pobocznych. Czas- 14:14….urwałem kolejne 8 sekund ze swojego rekordu. Taka dygresja odnośnie poziomu sportowego na maratonach w tym roku. By się mogło wydawać, że po ubiegłorocznych miejscach na pudle open, ten sezon zacząłem słabo- miejsca w okolicy 10-15 to poniżej oczekiwań…tyle że to też nie jest tak że forma słaba, forma jest dużo lepsza jak rok temu. Zarówno inwestycje w pomiar mocy jak i zgrupowanie swoje zrobiły, tyle że każdy pracuje i w tym roku jak w żadnym do tej pory widać skok formy u zawodników. Czołówka się strasznie zagęściła- wiadomo kategoria elita przyciąga nagrodami finansowymi, a i przybyło zawodników ze zlikwidowanego cyklu MTB Marathon, no nic pracujemy dalej i czekamy na wyższe góry. Fakt jest taki, że kiedyś wjechanie żółtym to był wyczyn bez podparcia, a dziś….dziś dosłownie dwa razy na 200-300m zrzucałem z blatu….po prostu jak się analizuje treningi z zeszłych lat, dwa, trzy do tyłu- totalny kosmos jak dużo można zmienić regularnym treningiem.

Z misiem :) Rzepakowa kraina.

No ale nic, dziś był wyjazd gdzie zarówno chciałem szkolić się w podjazdach, jak i potrenować technikę na zjazdach…no i jest całkiem fajnie, dużo lepiej niż się spodziewałem że będzie. Czerwony ze Ślęży w stronę Wieżycy za pierwszym razem jeszcze gdzieś z podpórką, potem nawrót na czarny i czerwonym do Sulistrowic- tam jest taki fragment gdzie bardzo trzeba balansować, a w tym roku jest jeszcze cięższy i co? Przejechany na czysto- chyba pierwszy raz w życiu.

Przy Źródle Joanny,a żadnej Asi nie było :(

Teraz czas na Radunię, podjazd poszedł fajnie. Coś kombinują z niebieskim szlakiem- są nowe oznaczenia omijające szczyt Raduni. Ja jednak pojechałem starą drogą na wierzchołek, bo tam mam porachunki ze zjazdem. No ale to nie na moje umiejętności jednak ciągle- za stromo, za bardzo sypko, zjechałem na 2-3 razy. Też nie chciałem za bardzo ryzykować- byłem sam, w razie poważnego dzwona, to jakiś turysta na Raduni pewnie by się pojawił dopiero w sobotę :). Przy okazji potestowałem nowy szlak niebieski trawersem Raduni- nic ciekawego dla wymagającego cyklisty, ale odkryłem przy okazji nie znaną mi tablicę:

Cośtam Weg :)

, zaraz się doczytam co to za droga. Potem…potem wystraszył mnie koń co stał na całą szerokość drogi, więc zawróciłem i zatankowałem przy Studni Św. Świerada (tu był dobry strumień, przy reszcie śleżańskich źródełek susza i cieknie po kropelce praktycznie). Nie wiem czy jest jakaś korelacja do suszy, ale w powietrzu tyle lata świństwa, robaków itd. , masakra oddychać się nie da w niektórych miejscach.

Dobra- jedziemy dalej- jeszcze jeden podjazd na Ślężę już ciut spokojniej i zjazd trochę inaczej, bo przez Wieżycę (czerwony tym razem pokonany płynnie, w całości bez podpórek i na raz! 13minut po kamolach- ręce dały radę choć już odpadały) i dalej żółtym do schroniska- fajny odcinek- dość wymagający, ale też płynnie przejechany…no może nie tyle płynnie co bez podpórki, nawracania i gleby, cóż też sukces 😉

Wieżyca

Teraz już pozostało zrobić rozjazd do Rogowa i w ramach regeneracji odwiedzić piekarnię 😉 o lody w piekarni a to psikus i to jeszcze moje ulubione miętowo- czekoladowe 🙂 Ja kończę jedzenie, a przed piekarnią staje samochód onaklejkowany Zeit’em. Szwedu wraca do domu po operacji obojczyka. Trzymam kciuki za szybką rehabilitację!

Nagroda!!!

A cała trasa wyglądała o tak:

Relacja ze Żmigrodu, a w weekend Bike Maraton

Na początek zapraszam na pełną relację z jazdy na czas w Żmigrodzie:

a na horyzoncie już weekend, a w jego trakcie będę się ścigał po Górze Św. Anny podczas drugiej edycji Bike Maratonu w Zdzieszowicach. Fajnie, że z każdym kolejnym wyścigiem będzie się już coraz bliżej gór, bo to jednak kwintesencja MTB. Co do samego wyścigu, to lubię to miejsce, fajny podjazd na początek już trochę ustawia stawkę w dość bezpieczny sposób. Co do formy, to się okaże, na razie zbyt mało jestem w stanie powiedzieć po dwóch płaskich wyścigach, ale ogólnie wszystko pod kontrolą, zimowa masa górnej części ciała nabrana na siłce powoli drgnęła, moc zostaje, więc wszystko do przodu. Zresztą- dopiero maj, szczyt formy szykujemy na później 🙂