W przeddzień końca…
…końca sezonu oczywiście. Zleciało to w sumie nie wiem kiedy. Na podsumowania jeszcze przyjdzie czas, a na razie jutro czeka mnie ostatni wyścig w tym roku. Trasa w Świeradowie zawsze należała do tych nudniejszych, choć na zakończenie i często już w jesiennych warunkach była do przyjęcia. Tym razem, szczególnie na pętli giga ma być urozmaicona, ciekawe co z tego wyjdzie, na pewno będzie ciekawiej i ciężej… a to chyba dobrze 🙂
W klasyfikacjach za dużo się już zmienić nie może, indywidualnie w M2 wyląduje na 4 miejscu, choć w sumie jest szansa nawet na miejsce 2, ale to wszystko pod warunkiem poważnych defektów rywali, a tego nikomu nie życzę i mam nadzieję, że wszyscy dojadą bezpiecznie na metę. W Open giga jestem na 5 miejscu i tu chyba nie powinno się nic zmienić. Drużynowo chyba osiągnęliśmy wszystko co się dało przy obecnym składzie. Po odejściu z Teamu Oli i Darka Votum zostało trochę skreślone z listy faworytów. Tymczasem mamy praktycznie pewne 2 miejsce w klasyfikacji sportowej i 3 (z lekką nadzieją na 2) w klasyfikacji open M.
Na ostatni wyścig pogoda szykuje się bardzo fajna, nic tylko siadać na rower i jechać w góry. Jeszcze ostatnie 3-3,5h godzinki zmęczenia w tym sezonie i czas na zasłużony odpoczynek.
A jeszcze przy okazji ciut o ostatnim weekendzie. W sobotę wesele Kuzyna w Bielsku B. Pogoda zapowiadała się przepiękna, więc udało się zostać w Beskidach do poniedziałku. Weekend wprawdzie bez roweru, ale jak na zbliżający się koniec sezonu to akurat. W niedzielę rano budzę się 8:30, prawie wszyscy jeszcze chrapią po weselu, no to co? Salomonki na nogi lecimy biegać. Szczęście, że Rodzina mieszka 200m od lasu pod samymi górami. Cel- Magurka…oczywiście ciut na około ;). Przebijam się na azymut do czerwonego szlaku i odbijam jeszcze ciut na północ w kierunku Gaików zostawiając w dole częściowo
zamglone Bielsko.
Na Gaikach łapię czerwony szlak w kierunku Przegibka. Na Przełęczy znak „Magurka 1h”….wyzwanie zostało rzucone- na szczycie stoper wskazuje 15:20, to był syty podbieg. Choć czasem tutaj bardziej opłaca się iść a nie biec, nachylenia w Beskidach to jednak nie takie jak na Ślęży 🙂 W każdym razie kilka fotek na Magurce i lecimy w dół.
Żeby nie było za łatwo, to zbiegam zielonym szlakiem do Straconki i tu łapie na podbiegu czerwony szlak, którym po około kilometrze zamykam pętlę i zbiegam do domku 🙂 Było fajnie. Bieganie po górach to też jest niezła zabawa. Tyle, że palcem po mapie wychodziło mi około 12km, a w rzeczywistości było blisko 16km…..i 900m przewyższenia (czyli jakieś 200m więcej niż jedna pętla na MP w Maratonie MTB 😉 )
Poniedziałek to plan na większe górki już na spokojnie czyli marszem a nie biegiem 🙂 Wreszcie jak jestem w Beskidach jest dobra przejrzystość powietrza i można było podziwiać ośnieżone już szczyty Tatr.