Powoli kończymy ściganie w tym sezonie. Nie mogę jeszcze na niego narzekać, bo się nie skończył, więc na podsumowania jeszcze przyjdzie czas. Na razie ze wspomnień był wyścig w Polanicy, który udał się jak się udał, czyli ważne że dojechałem, bo potrzebowałem startu do generalki- więcej na Facebooku. Cóż trzeba się teraz skupić na ostatnim wyścigu w Świeradowie i pojechać go dobrze, aby mieć motywacje na zimę. Z nowości na stronie- dwa testy- jeden topowego hardtaila firmy Rose- model Mr Big 2015. Druga sprawa, to ciąg dalszy testu butów S-Works 2015- wrażenia po pół roku jazdy.
Miesięczne archiwum: Wrzesień 2015
Ostatni taki letni weekend
Po pierwsze jeszcze zanim przejdę do meritum dnia dzisiejszego, to zapraszam na RELACJĘ z Pucharu Polski XCO w Głuchołazach.
Ładny weekend za nami i chyba ostatni wolny w sezonie, bo za tydzień Polanica, za dwa XC w Obornikach, za trzy koniec sezonu w Świeradowie….mooooże jak pogoda dopisze to Maraton w Srebrnej Górze, bo choć bardzo lubię ten wyścig, to termin już trochę głęboko jesienny i jednak Finał BM w Świeradowie zawsze był takim znamienitym i symbolicznym zakończeniem sezonu, odpocząć też trzeba.
No i tym tropem docieramy do dnia dzisiejszego. Nie mogłem wykorzystać takiej niedzieli. Wprawdzie była opcja ścigać się na XC w Kudowie, ale po 40min by był koniec, a przy takiej pogodzie jak dziś by to pozostawiło spory niedosyt. Szczególnie, że jakoś w sezonie nie znalazłem czasu, aby na luzie wyskoczyć w góry i po prostu cieszyć się jazdą. Miałem jechać z Piotrkiem, ale się obraził, że nie pojechałem z Nim wczoraj na wyścig do Czech ;), więc rano zostałem na lodzie, szybka weryfikacja dostępnych osób na czacie- raz Facebook się do czegoś przydał ;), Paweł z Votum leci na wyścig szosowy, z nieba spada mi Marcin Piechuch i wypytuje o wyjazd, ale nie pasi Mu tak długo jak planuję. Już mam jechać sam, no ale wiadomo i mniej fajnie wtedy i mniej bezpiecznie, bo zawsze gdzieś można wyrżnąć, nawet jak się uważa tak jak ja ;). czekam jeszcze chwilę i na czacie pojawia się Rafał z Kross im motion, szybko się zgadujemy i po kilku dłuższych chwilach jesteśmy już u podnóża Gór Sowich. W planach najpierw okolice Srebrnej Góry, (jaram się bo nie testowałem jeszcze tamtejszych odcinków czarnych tras enduro), potem powrót na około przez Nową Rudę i na dokładkę Kalenica i Wielka Sowa.
Początek to dojazd wąwozem i łapiemy czerwony szlak, gdzie czeka na nas kilka niezłych ścianek. Dojeżdżamy w okolice Srebrnej Góry i na początek czarna trasa w opcji A. Jechałem pierwszy raz, więc nie poszalałem, ale kilka dropów zaliczonych, choć raczej wybierałem te mniejsze, gdzie z góry widziałem jak wygląda lądowanie 😉 . Potem próbowaliśmy pojechać wersję B, ale jakieś ścinki i nie za bardzo przejezdna. Na deser fragment C, fajnie rampy-mostki i dwie ścianki- eh na pierwszej się praktycznie spadało ;), dobrze że pojechałem bez zastanowienia, bo jak bym się na górze zastanawiał, to bym pewnie stchórzył ;), druga już lżejsza, na koniec dwa mniejsze dropy i fragment zaliczony. Trasy są mega, a chłopaki aktualnie zbierają kasę na rozbudowę ścieżek, warto pomóc bo jeździ się tam świetnie, kawał dobrej roboty jest już wykonanej, okolica ma potencjał i warto z niego skorzystać i wspomóc prace.
No, potem już lżejsze szutrowe fragmenty i jesteśmy w na Kościelcu, gdzie akurat jakiś festyn pod Sanktuarium, w międzyczasie Rafał wypina się z roweru razem z pedałem, ale prowizorycznie się trzyma, choć nie zawsze 😉 W Nowej Rudzie tankujemy i dzikim żółtym szlakiem jedziemy w stronę Kalenicy. Jednak za dużo watów w nogach i pedał wypada po raz drugi tym razem już ostatecznie. Kończymy podjazd na Bielawską Polankę, na koniec żółty szlak mniej dziki, ale bardziej nachylony 😉 No i rezygnujemy z Sowy, już tam byliśmy nie raz, a jechać jedną nogą to wątpliwa przyjemność. Wszystko co ważne zaliczone, trochę się pomęczyliśmy, prawie 4,5h pokręcone i ze 2700 w pionie na 69km, to chyba podjazdy były srogie 😉 Ogólnie fajna traska, z ciekawymi odcinkami zarówno w dół i w górę, odkryte kilka nowych tras i wreszcie poprawiło się oznaczenie zielonego szlaku pieszego z Kościelca do Nowej Rudy, bo tam zdarzyło mi się błądzić kiedyś. Mega udany dzień, o!
Wakacje, wakacje i po wakacjach :)
Taki luźny wpis przed weekendem. Co tam ciekawego ostatnio? Po średnio udanym wyścigu w Myślenicach postanowiłem sobie zrobić weekend wolnego. Prawda jest taka, że jeszcze odrobinę odczuwałem spustoszenie jakie zasiał w organizmie Bike Adventure- jednak 4 dni pod rząd na najwyższych obrotach- z chyba tego nie da się wypocząć w 5dni, w każdym razie nie jeżeli jeszcze dochodzi praca i inne rzeczy. W ogóle ostatnio dużo na głowie, samochód w drodze do Myślenic mi się lekko posypał, jeździ ale mocy tyle co w moim pierwszym (czyt. Wartburgu), w góralu po Myślenicach trzeba było ogarnąć opony. Tak więc weekend bez wyścigu mi się przydał. Choć po odpoczynku od mocnych treningów w tygodniu, chciałem go dobrze przetrenować. No ale cóż- może to jeszcze to Bike Adventure, może już zmęczenie sezonem, a może po prostu starość ;). W każdym razie o ile w sobotę pomasakrowałem trochę Wzgórza Trzebnickie i nawet całkiem sensownie to wyszło, to w niedzielę umierałem przez cały trening. Wiedziałem, że cudów nie będzie, więc chciałem porobić siłę pod Przełęcz Tąpadła, ale już po 30min jazdy robiło się słabo, 200W utrzymać trudno, a na samą przełęcz ledwo co na się wtoczyłem 😉 zawinąłem więc i trochę na około wróciłem do domu, zawinął bym się wcześniej, ale duże śniadanie weszło, trzeba było spalić 😉 W przerwie biadolenia kilka zdjęć z wypadu w góry przed Myślenicami, czyli chyba takich ostatnich mini wakacji w tym roku 🙂 Jak by ktoś chciał więcej, to zapraszam na picassę
No! A teraz jakie plany? Jutro wyścig XC (o tak!) w ramach, czy też przy okazji Pucharu Polski XCO w Głuchołazach. Jakoś cieszę się na te wyścigi cross country w tym sezonie, chce mi się tam jechać 3x bardziej niż na maratony….i wszystko na to wskazuje, że jak plany się zrealizują, to w tym sezonie jeszcze oblecę XC w Obornikach Śląskich- fajny wyścig reaktywowany w tamtym roku po kilku latach…Nawet kiedyś, chyba w 2004r, w nim jechałem- ach to były piękne czasy- to był ostatni wyścig w sezonie. Z ekipą z KS AZS PWr dojechaliśmy pociągiem, a do Wrocławia wracaliśmy rowerami w ramach rozjazdu, a wieczorem posezonowa uczta- lody, pizza, piwko, ach rozmarzyłem się, a tu jeszcze miesiąc ścigania w tym roku przed nami! Full gas i lecimy!!!