Miesięczne archiwum: Styczeń 2016

Mój pierwszy raz- rower przełajowy :)

U konserwatywnego kolarza górskiego z rowerem przełajowym są podobno zawsze związane dwa pytania 1: „Po co mi to?” 2: „Dlaczego tak długo zwlekałem z posiadaniem tego?”- to pierwsze zadawane przed zakupem, to drugie po pierwszych minutach jazdy. U mnie, to było trochę inaczej. Posiadanie roweru CX zawsze wydawało mi się rozsądne na okresy zimowe, bo po pierwsze nie niszczy się lepszego z założenia roweru szosowego, a i przy niskich temperaturach można zrobić fajny trening jadąc na przełaju po szosie, jak się robi zimno, to skręt w teren, tam chwila na ogrzanie organizmu i powrót na szosę. Dokładając jednak względy ekonomiczne jak i pojemność mojego salonu, posiadanie kolejnego roweru nie było tak oczywiste. Jednak allegro sobie obserwowałem z zamysłem, że jak się trafi coś fajnego i taniego, to można kupić….

Tak się prezentuje rowerek.

No i się trafiło- całkiem przyjemny rower Focus Mares AX3 rocznik 2011. Raptem za tysiaka jest rower całkiem kompletny, na tiagrze. Oczywiście rozłożyłem na części pierwsze, żeby wszystko dobrze wyczyścić i wyregulować, przy okazji podmieniając ze 2-3 rzeczy jak coś lepszego się walało po szufladach 😉 z pomocą przyszli jeszcze przyjaciele ratując kilkoma rzeczami i tak dziś odbyłem swój pierwszy trening na rowerze przełajowym.

Na biegówki jednak dziś ciut za mało, na przełaj- super

Warunki wręcz idealne na CX- ze 3*C na minusie, więc na szosie by się nieźle wymarzło, a i miejscami pewnie lód. W terenie 5cm śniegu- pozwalało to się już trochę pobawić. No i co mogę powiedzieć…jest fajnie, bardzo fajnie. W takim nie za głębokim śniegu idzie jak przecinak, mimo opon raczej szutrowych przyczepność super. Wiadomo, że musi być cały czas na takim rowerze skupienie- po pierwsze aby w zakrętach uważać na przyczepność, po drugie aby dobrze wybierać ścieżkę- bądź co bądź oponki 35mm i sztywny widelec- byle cegła i kapeć gwarantowany. Mimo tego jest jednak miło. Rower daje dużo frajdy na singlach między drzewami no i co najważniejsze nawet z takimi kołami jak moje 2300g całkiem przyzwoicie przyśpiesza. Nie mówiąc już o tym, ze na szosie nie ma żadnych kompleksów, prędkości niewiele mniejsze niż na zwykłej szosówce. Ogólnie podoba mi się…tzn. nie jest to jakieś wielkie WOW, na górki typu Kilimandżaro czy Osobowice, dalej bym wybrał MTB, ale do kręcenia wytrzymałości jesienią i zimą, kiedy na szosach lód, a śniegu za mało na biegówki będzie to sprzęt idealny.

Na przełajach coraz więcej osób, dziś przez 2,5h lekko 10 osób mijaliśmy na CX'ach

Oczywiście muszę trochę pomieszać z pozycją- po pierwszej jeździe już wiem co. Podkładka pójdzie jednak pod a nie nad mostek, który chyba też zamienię z 110mm -10 na 100m -6. Kierę już podnosiłem dziś w czasie jazdy i to już dużo zmieniło na plus. Jednak w przełaju pozycja powinna być ciut wyżej i bliżej niż na szosie. Tymczasem zapraszam jak ktoś ciekawy na jakich wyrafinowanych komponentach jest ten rower :P. No ale i tak chyba fajnie wyszło- za niewiele ponad tysiaka jest 10,5kg.

Biegówki po Górach Orlickich i nowy dział na stronie

Piękna niedziela za mną. Wreszcie po raz pierwszy w tym roku odwiedziłem góry na biegówkach. Jest trochę tych miejsc do biegania w okolicy- oczywiście Jakuszyce, Jamrozowa Polana, Góry Sowie, Okolice Stronia, Spalonej. Mi pasują Góry Orlickie- zazwyczaj z tego powodu, że jak Rodzina jedzie na zjazdówki do Zieleńca, to mnie wyrzucają po drodze o 9:00 i „kończymy jazdę kilkanaście minut po 16, nara” 😉 no i co zrobisz- trzeba biegać bo zimno;). Takie dni jak wczoraj uwielbiam- świeży śnieg na polanach, trasy przygotowane i słońce cały czas. Choć z tymi trasami jest różnie w tamtych rejonach. Nad Zieleńcem po polskiej stronie jest kilka km tras, ale chyba tylko raz trafiłem na nie w dobrym stanie, ale ślad do klasyka zazwyczaj jest przetarty. Tak było i tym razem, więc szybko uciekłem na czeską stronę. Tam jednak też trochę słabo. Główny szlak prowadzący przez Velką Deštnę, Homole do Pěticestí niby ubity (tak wracałem), ale ślady do klasyka bez ładu i składu- widać że wyjeżdżone przez ludzi a nie zrobione maszynowo. Natomiast wzrok, zaraz po zjeździe z Desztny, przykuła piękna trasa odbijająca w dół i nie mając pojęcia gdzie prowadzi zjechałem dobre kilka km do wioski Orlické Záhoří- stamtąd pochodzą te poniższe zdjęcia z ośnieżonymi bezkresnymi polanami. Potem znów trzeba było się wdrapać w górę i jakoś udało się dostać do znanego punktu jakim był Pěticestí, odwiedziłem jeszcze Ski Areal Říčky i czas wracać. Piękny dzień i dobry trening 54km w nogach, 1600m przewyższenia i robota zrobiona 🙂

A teraz czas na zdjęcia 🙂

Masarykova Chata nad zieleńcem Polska w dolinie. :) Julien do teamu chciał zgarnąć :) Trasami biegowymi można dobiec do Ski centrum Říčky v Orlických horách. Pięknie ośnieżone drzewa. A podobno pod słońce zdjęcia się nie udają ;). Piękne widoki. Idealnie przygotowana trasa. Super pogoda. No dobra to już ostatnie zdjęcie z tego miejsca ;). Taki zachód słońca

Na biegówkach po Orlickich

Dziś biegówki po czeskiej stronie Gór Orlickich. Piękna zima, dziś na szybciora filmik, jutro postaram się podrzucić trochę fotek, bo są przekozackie- kilka na Stravie, ale z komóry i się nie umywają do tych co mam na GoPro . Śnieg+słońce+narty……eh bym mógł żyć w lesie, jeść śnieg i codziennie ganiać w tę i nazad 😉
http://www.strava.com/activities/472433833

Posted by Mikemtb.pl – strona rowerowa Mike'a, Michał Antosz on 17 stycznia 2016

No i jeszcze jedna sprawa na koniec. Na www jest nowy dział „Miejsca”. Na razie jest jedno, ale za to jakie- Ślęża, Radunia i wszystko co wiem na ten temat. W planach jeszcze kilka fajnych miejscówek, o których nie wszyscy wiedzą- na razie z najbliższej okolicy- Kilimandżaro, Lasek Osobowicki, Lasek Bukowy w Trzebnicy… O Ślęży i Raduni jest pierwszy wpis nie bez przyczyny. Aktualnie Piotr „Szwed” Szwedowski zbiera fundusze na rozwinięcie sieci ścieżek w okolicy. Polecam wesprzeć projekt, bo chyba każdy na tym w przyszłości skorzysta.

Tydzień z biegówkami i 500 lików na Facebooku

Kilka informacji i fotek z ostatnich dni. Po Rapha Festive 500km trzeba było trochę odpocząć. Poprzedni weekend już nieco zimowy, co w sumie podpasowało, bo i tak w planach regeneracja. Po sobotniej przejażdżce w śniegu (z której zdjęcia w poprzednim wpisie), niedziela zapowiadała się mroźnie. No ale jak odpoczynek, to odpoczynek- pojechaliśmy sobie z Piotrkiem lekko pochodzić po Pogórzu Kaczawskim. Bardzo urokliwe miejsce tzw. Kraina Wygasłych Wulkanów, fajne wąwoziki, szlaki turystyczne które niezliczoną ilość razy przecinają strumyczki, wieże widokowe i pozostałości po wulkanicznych kominach. Mimo 15*C na minusie chodziło się bardzo miło.

Widoczki z wieży na górce Radogost Nek wulkaniczny- Małe Organy Myśliborskie

Początek kolejnego tygodnia to lekkie treningi, w środę też jeszcze nie za długi, ale miałem w planie około 3h szosy, tyle że pogoda dalej zimowa, a drogi białe. Z drugiej strony w górach śniegu brak i zero szans na biegówki (w Jakuszycach popadało mocniej dopiero ze 2 dni temu). Te opady śniegu, które były w okolicy Nowego Roku leciały dość wąskim pasmem- we Wrocławiu jeszcze coś popadało, ale praktycznie 30km na zachód już było bez śniegu. Zaryzykowałem i ruszyłem w drugą stronę, parkując samochód w Siechnicach za Elektrociepłownią i sumie to był błąd- warunki w lesie były, ale tak powiedzmy na 3=. Od Siechnic do Jeziorka Dziewiczego szlak prowadzi wzdłuż torów i zdarza się tłuczeń, a śniegu jednak trochę za mało aby go przykryć. Odcinek od Jeziorka do Kotowic już dużo lepszy. Jednak super warunki dopiero na wałach. Tak już zupełnie bezproblemowo dało się śmigać bez obawy o uszkodzenie nart. Świetna sprawa te wały- ponad 10km idealnego podłoża pod biegówki- bardzo drobny szuter, więc nawet 5cm śniegu wystarczy. No i pobiegałem sobie 3 godzinki z wielką radością, bo to moje pierwsze biegówki od 2 lat chyba.

Dobrze jest znów mieć przypięte narty :) Las koło Kotowic

Jeeeee biegówy, w końcu 😀

Posted by Mikemtb.pl – strona rowerowa Mike'a, Michał Antosz on 6 stycznia 2016

W sobotę i niedzielę powtórzyłem biegówki. Tym razem już zaparkowałem od razu w Kotowicach, dzięki czemu ominąłem słaby fragment. W piątek rano spadło dobre kilka cm nowego śniegu, ale potem w czasie dnia była dość sroga odwilż i miałem duże obawy czy się uda biegać. Na szczęście znajomi mieszkają blisko i dali zielone światło i faktycznie- zacząłem z samego rana póki był mrozik i było rewelacyjnie. Tym razem cały czas na słoneczku i 4 godzinki zleciały. W niedzielę chciałem już wyciągnąć szosówkę- jednak na rowerze też by się przydało coś pojeździć, jednak warunki z rana były bardzo słabe, gęsta mgła i widoczność we Wrocławiu na 30m. Nie chciałem ryzykować po pierwsze bliskiego spotkania z samochodem, po drugie wywrotki na oblodzonej jezdni. Potem okazało się, że obie obawy były na wyrost, bo mgła zniknęła 5km za miastem, a temperatura był lekko na plusie, ale kto mnie zna, wie że zawsze minimalizuje ryzyko- skończyć sezon w styczniu to żadna sztuka. No i w sumie nie narzekam, założenia zrealizowane, 6 godzin dobrej wytrzymałości i spalania świątecznych zapasów, które się zgromadziły w górnej partii ciała. Chyba nie ma sportu wytrzymałościowego mobilizującego tak wiele partii mięśni jak narty biegowe. 54km w nogach po wałach i lasku koło jeziorka. Walami można jeszcze dobiec na Winną Górę, gdzie mamy do dyspozycji całkiem duży las z fajnymi ścieżkami i małymi pagórkami, ale przy tej ilości śniegu bez szans…..jeszcze tam wrócę 🙂

Takie słoneczko to ja rozumiem :) Jeziorko Dziewicze Śmieszna zima- trochę jest a trochę "nima" ;)

No i taki trochę biegówkowy wyszedł ten tydzień w sumie przez przypadek, ale bardzo mi to podpasowało. 13 godzin i prawie 120km- pęcherze na rękach i mrowienie w kciukach, ale co się system tlenowy wytrenował to moje :). Na koniec miła informacja. Na Facebooku stuknęło nam 500 polubień strony. Dzięki, że jesteście ze mną, mam nadzieję że czasem coś mądrego napiszę, wrzucę fajne zdjęcie, albo choć trochę zmotywuję do treningu lub aktywnego spędzenia wolnego czasu 🙂

500 lików na Facebooku- dzięki

Rapha Festive 500km 2015

Kolejny raz była szansa na wirtualną rywalizację z kolarzami z całego świata i zmagania w celu przekroczenia 500km w okresie 24-31 grudnia. Rapha Festive 500km idealnie wpisuje się w końcówkę roku, gdzie jazdy wytrzymałościowe mi świetnie pasują, z racji na święta jest trochę więcej czasu, a i dłuższe treningi sprzyjają spalaniu świątecznych kalorii ;). Choć z tym czasem w tym roku podczas rywalizacji tak różowo nie było- 26tego miałem przyjemność być gościem na chrzcie na drugim końcu Polski, więc plan ułożyłem sobie następujący- kręcę 24 i 25 choć nie jakoś niesamowicie długo, bo 24 wigilia i to czas dla Rodziny, a 25 podróż, więc na jazdę tylko 4 godziny z rana, potem dwa dni luźniejsze, w niedzielę 27 grudnia wracam do Wrocławia i kręcę dwa razy w okresie pon-śr. Realizacja planu przebiegała o tak:

Dzień 1- 24.12
Trochę obowiązków świątecznych ogarnąłem dzień przed wigilią- choinka ubrana, pierniki udekorowane, więc dostałem zielone światło na ciut dłuższy trening niż zakładałem. Chwilę przed 8:00 wyjeżdżam przy promieniach wschodzącego słońca i lekkim przymrozku, po chwili zjeżdżam się z Piotrkiem i ruszamy w kierunku Oleśnicy lekko zawijając na północ o Dobroszyce. Z każdą minutą robi się cieplej i bardziej wiosennie, a my przez Jelcz i Oławę dobijamy do Wrocławia od południa (po drodze mijając się z Pawłem ode mnie z MTB Votum, który się Raphabilituje po urazie nogi ;)). Zostawiam Piotrka i nakręcam jeszcze dodatkową godzinkę po okolicznych wioskach kończąc pierwszy dzień zmagań z 152km na liczniku.

Pamiątkowa fota i ruszamy Dzień pierwszy- w promieniach wschodzącego słońca

Dzień 2- 25.12
Start podobnie jak dzień wcześniej za pięć 8 i jadę w kierunku Kotowic, gdzie spotykam się z Szymonem- w planie zwiedzanie asfaltów na wschód od Janikowa, po których nigdy nie jeździłem, a okazały się rewelacyjne. Z chęcią pokręcił bym więcej, bo i temperatura fajna i towarzystwo miłe, ale przede mną 6h jazdy samochodem i chcę choć pół z tego przejechać za widoku. Rozjeżdżamy się z Szymonem w Janikowie, wpierw dokonując wymiany świątecznych ciast :), a z treningu koło 12:00 mając w nogach 118km. 26tego odpoczywam, 27mego znów 6h jazdy samochodem, ale wcześniej prawie 2 godzinki pobiegałem sobie po podkarpackich lasach.

Puste drogi...to musi być świąteczny poranek Wymiana świątecznymi ciastami :) Puszcza Sandomierska Zalew w Wilczej Woli

Dzień 3- 28.12
Byłem przekonany, że w tym dniu będę jeździł sam, ale jak już wyjechałem na trening, okazało się że Piotrek zrobił sobie wolne w robocie i też kręcą z Kasią, szybka telefoniczna wymiana planów tras i mamy plan spotkać się w okolicach Św. Katarzyny za 1,5 godziny- wyszło wręcz idealnie, bo zjechaliśmy się może z różnicą dwóch minut i kolejne dwie godzinki pokręciliśmy razem. Chciałem zrobić trochę km, bo kolejne dni były zapowiadane już chłodniejsze- zresztą i w ten poświąteczny poniedziałek było już zupełnie bezsłonecznie i dużo bardziej wietrznie niż przed weekendem. Suma sumarum nakręciłem 153km i zostało mi jakieś 80 na środę, bo wtorek postanowiłem poświęcić na trening siłowy.

Wracają czy odlatują? Tzn. zima się zaczyna czy kończy?;) Cały Festive tylko na soku z gumijagód :)

Dzień 4- 30.12
Cóż przyszła zima i choć słonecznie, to temperatura trzymała się około -3*C, do tego dość mocny wiatr i zdecydowałem się pojeździć na MTB, w planie 4h wytrzymałości- może będzie to mniej efektywne niż na szosie, ale przynajmniej nie zamarznę. Zresztą trochę mi się zatęskniło za góralem, więc z chęcią się na niego przesiadłem. Najpierw pojechałem na Osobowice, tam chwilka na górce, aby się rozgrzać i pędzę dalej- zmieniam kierunek i jadę do Siechnic po drodze dogania mnie Mikołaj, który też kręcił na Szwedzkim Szańcu i chwilkę jedziemy razem. W Siechnicach skręcam do lasu, a potem wałami dojeżdżam prawie do Oławy- cały czas pod wiatr, ale dzięki temu po nawrocie już było duuuuużo przyjemniej. Wracam do Wrocławia zamykając trening na 90km.

Cień coraz dłuższy- pora do domu

Podsumowanie

Festiwal zakończyłem z 513km na koncie (choć na Stravie usilnie zlicza do kilometrówki niedzielny bieg, więc oficjalnie mam 531km). Oj widać dobrą pogodę w tym roku- w Polsce wyzwanie ukończyło aż 157 osób (rok temu 29, a w 2013 31 osób). Cóż- w Boże Narodzenie było chyba z 15*C, normalnie grudzień życia….zresztą przełożyło się to na duuużo kilometrów bazy- ostatni miesiąc w tym roku zamknąłem na 1710km (z czego ponad 1200km na szosie).
Teraz czas na odpoczynek, nowy rok sprzyja postanowieniom, więc i ja mam kilka, zobaczymy jak będzie z ich realizacją :). Po Rapha Festive czas na solidną regenerację, choć oczywiście jak zwykle aktywną. Już pierwszego stycznia przed 10:00 zwlekłem się z łóżka i przebiegłem pierwsze 10km w nowym roku przy okazji pokazując Kindze, gdzie to można pobiegać we Wrocławiu. Uwielbiam takie biegi w noworoczny poranek- przez godzinę tylko spotkanych tylko kilka osób, a klimatu dodawał jeszcze prószący śnieżek.
Pobiegane i nowy rok zaczął się super :)
Dziś nie mogłem się powstrzymać, aby nie pojeździć lekko półtorej godzinki na MTB po świeżym śniegu- chyba pierwszy raz od trzech lat- takie zimy ostatnio :(…warto było przetrzymać te -8*C- słoneczko dawało czadu, a że regeneracja, to i mogłem bezstresowo porobić trochę fotek 🙂
Fontanna multimedialna zimą :) Hala Stulecia Chwilę przed pierwszym kapciem w tym roku- złapać kolec akacji jadąc po śniegu- to jest sztuka :)