Mini Nocna Masakra to impreza na którą się czeka cały rok, a w sobotę od samego rana chodzi się z bananem na twarzy 😉 Jak każdego roku lokalizacja jest tajemnicą do ostatnich dni. To już piąta z rzędu MNM w jakiej startowaliśmy z Piotrkiem. Najpierw była mroźna Ślęża przy chyba -15*C w 2010r, potem Wały Śląskie; w 2012 biegaliśmy po lasach pomiędzy Bystrzycą a Oławą i w końcu rok temu biuro zawodów umiejscowione było w Zamku na wodzie w Wojnowicach. Natomiast w 2014 Mini Nocna Masakra rozstrzygnęła się we wrocławskim Jarnołtowie. Okazało się, że w Lasku Ratyńskim tez można się nieźle pogubić, a było to tak 😉 (jak zawsze namawiam do otwarcia mapy w nowej karcie i podglądanie w czasie czytania relacji)

Warunki były tego dnia cięższe niż się wydawało. Puścił mrozik, który trzymał poprzednie kilka dni, pola spowijała lekka mgiełka, a raczej mżawka, która bardzo powoli sobie padała. Pal licho, że się będzie mokrym- ostatnie MNM biegliśmy jakieś 1:20-1:30, więc tu się raczej wytrzyma. Sęk w tym, że nawet najlepsze oświetlenie rozpraszało się o drobinki wody może w promieniu 8-10 metrów. Piotrek nie wziął swojej mega lampki 2200 lumenów, bo biegł bez plecaka i nie miał gdzie targać akumulatorów-pierwszy błąd 😉
Sama MNM w tym roku też była ciut trudniejsza pod względem orientacji…mam takie wrażenie, ale bez przegięcia, tak akurat jak na imprezę tego formatu, chyba powoli dochodzi się tu do perfekcji. Nauczeni doświadczeniami sprzed dwóch tygodni kupiliśmy sobie z Piotrkiem kompasy…..ale pamiętając trudność poprzednich MNM postanowiliśmy…ich nie zabierać ;). W sumie jeszcze dobrze nie umiemy ich obsługiwać, a tu zawsze była raczej sprint po ścieżkach, mało biegania na azymut- drugi błąd 😉

START! Biegniemy w czubie- będziemy zaliczać punkty w kolejności od 1 do 18. Biegnąc do PK1 po przekroczeniu Bystrzycy można lecieć ciut na około przez mały mostek albo całkowicie wzdłuż rzeki i przejść po pniu- pień okazuje się baaaardzo śliski, więc przeskakujemy rzeczkę co było chyba lepsze i szybsze. PK1 odnaleziony bez komplikacji….komplikacje zaczynają się zaraz potem 😉 znów odbijamy pod zupełnie nie tym kątem i praktycznie zawracamy- byliśmy przekonani że dobiegliśmy do starorzecza które trzeba obiec w prawo, a tymczasem była to jeszcze Bystrzyca (…), ok kumamy o co chodzi i nawracamy, w tym czasie już masa osób podbija PK1. PK2 idzie sprawnie, jak zwykle nadrabiamy biegowo. Mijamy się z Agnieszką i Krzyśkiem poznanymi 2 tygodnie wcześniej na biegu w Strzelinie, oj będziemy się z Nimi mijać chyba jeszcze z pięć razy ;). Fakt jest taki, że pod względem błądzenia była to chyba najgorsza MNM w naszym wykonaniu, chyba co drugi punkt coś zdupiliśmy. O PK3- tu w ogóle total, bo byliśmy pewnie gdzie jesteśmy i jak biegniemy, a zasugerowaliśmy się ludźmi, co szukali PK gadając przy tym, że jest coś nie tak na mapie. Punkt oznaczony jako „róg ogrodzenia”, więc zamiast skręcić w prawo w ścieżkę na punkt, to zaczęliśmy obiegać ogrodzenie, które zobaczyliśmy. Ja obiegłem całe, chwilka zerknięcia na mapę i już wiedziałem o co chodzi, Piotrek? Ucina sobie pogawędki z napotkanymi zawodnikami zamiast się orientować, nosz kurcze został chyba z 200m z tyłu trochę się wkurzyłem, no ale dobra ważne że PK3 podbity. PK4 i znów wtopa- przestrzeliwujemy ścieżkę i orientujemy się dopiero na mostku, zawracamy, podbijamy PK4 i aby już nie ryzykować wracamy nad mostek, bo ścieżka do PK5 wydawała się bardzo słaba. Dobiegamy bardziej z północy i PK5 oraz pobliski PK6 idą w miarę spoko, najgorsze dopiero przed nami 😉 Na PK7 odbijamy w dobrym miejscu, ale musieliśmy nie zauważyć prawidłowej ścieżki, tylko pobiec jakąś dziką w las. No i błądzimy, przesuwamy się bardzo powoli wśród ostrych jeżyn, Piotrkowi aż czapkę ściągnęły ;). Nogi znów będą całe poobdzierane. Ratuje nas grupa zawodników z trasy rowerowej, których wypatrzyliśmy w oddali, więc tam musi być lepsza ścieżka. Droga była na wale, więc łatwo było się z mapy zorientować gdzie jesteśmy i do PK7 poszło już gładko, potem seria udana- 8,9,10,11 bez błądzenia i bardzo sprawnie. No i teraz bida. PK12- „Duża ambona”. Znów trochę przekombinowaliśmy- zamiast dobiec do skrzyżowania i on niego orientować się do ambony, chcieliśmy przykozaczyć i pobiec na azymut, bo to wydawało się tuż tuż. Oczywiście odbiliśmy od drogi pod złym kątem (kompas!!!!#*@$&#@), potem nie zauważyliśmy że przecinamy ścieżynkę i w ogóle zaczęliśmy szukać ambony po jej złej stornie. Pole jak to pole o tej porze roku, czyli bardziej staw 😉 W tym polu spędziliśmy 15minut i nastukaliśmy 1,5km 😉 znajdując przy okazji jeszcze dwie mniejsze ambony- przy jednej rzeczka do pół łydek, którą nawet już przeszedłem wpław i tak już chlupało w butach ;), w końcu się udało, eh…dużo nas ten punkt kosztował, patrząc na ślad, to błądząc nawet raz byliśmy bardzo blisko. Prawda jest taka, że pogoda tutaj rozdawała karty- normalnie przy pełni księżyca, to ta ambona by była widoczna z pół kilometra, a tak to byliśmy od niej z 30m i nawet odblasku nie było widać. No trudno, na dobry wynik już szans nie ma, ale w końcu domeną tej imprezy jest to, że się na nią jedzie dla dobrej zabawy, profi organizacji, ogniska, cukierków i fajnych dziewczyn w biurze zawodów 😉 No, no to ciśniemy dalej- PK13 luz, potem sprint do PK14 i zostały już tylko cztery…a na garminie 1:35…uhhh to będzie długa MNM…. szczególnie że czeka nas kolejne błądzenie przy okazji PK15 i PK16- w sumie nie mogliśmy się zdecydować do którego najpierw. Biegniemy wzdłuż ogrodzenia- jakiegoś nowego, którego na mapie jeszcze nie było, za nim stado krów. Plan jest taki, że ciśniemy skrajem lasu, a potem wzdłuż rzeki…..tyle że pobiegliśmy wzdłuż rzeki, której na mapie nie było, a myśleliśmy że to już ta właściwa…eh trzeba było nadrobić z 200m i biec skrajem lasu, a tak znów błądzenie w zaroślach i na moczarach. W końcu wracamy w to samo miejsce i biegniemy skrajem lasu do PK16, potem PK15 i szybko, łatwo oraz przyjemnie do PK17. 18 to już formalność, choć bieg wzdłuż Bystrzycy jest trochę ryzykowny, o czym się raz przekonałem, na szczęście obyło się bez kąpieli ;), ale pogoda zrobiła swoje na tej MNM, wszędzie błotko i mokro, kilka poślizgów było. Piotrek mistrz całowania ziemi, to chyba z 4 razy przyglebił ;). No ale dobra meta osiągnięta. Mimo wszystko meldujemy się w top10, ale strata do pierwszego przeogromna. No ale co tam ważne że są cukierki i ognisko 😉 Kolejna MNM zaliczona i kolejne orienteringowe doświadczenia zdobyte.

04 mapa 01 02 03

Komentarze