Podsumowanie czerwcowych wyścigów
Małe podsumowanie czerwca w jednej skrótowej relacji, bo za bardzo nie ma co pisać- albo nie było formy, albo były defekty. Z tym pierwszym różnie bywa, a z tym drugim to już przesada- w 2016 mam chyba tyle DNFów co przez wszystkie lata 2012-2015 😉 oby to już był koniec.
Początek czerwca to brak ścigania, ze względu rozpoczynający się sezon weselny ;), szkoda mi trochę BM w Wałbrzychu, no ale cóż, do generalki nie są liczone wszystkie wyścigi, powinno się udać zamknąć. Ścigania nie było, za to udało się zgrać z Piotrkiem na fajne treningi raz właśnie przed weselem po Karkonoszach, a raz po górach Sowich.
Wystartować udało się wreszcie podczas wyścigu Mastersów rozgrywanego przy okazji Pucharu Polski XCO w Wałbrzychu. Jarałem się strasznie tym wyścigiem, trasa strasznie fajna i chyba najtrudniejsza po jakiej do tej pory jeździłem…..widać spory postęp w organizacji wyścigów XC i jest to super sprawa. Wyścig w tym roku otrzymał kategorię UCI C2, co pewnie skłoniło organizatorów do „upiększenia” trasy kilkoma dropami, mostkami, rock gardenem itp. No i co- forma nawet była przez dwa z trzech zaplanowanych okrążeń jechałem na stabilnym drugim miejscu i w połowie trzeciego kółka grzmotnąłem chyba na najłatwiejszej z trudnych sekcji. Ot na małym uskoku poprzedzającym ściankę z korzeniami trochę źle wylądowałem i zrolowało przednią oponę z obręczy, skutek- natychmiastowa strata ciśnienia, kierę obróciło bokiem, a ja przeleciałem na szczęście w ziemię a nie kamienie. Jedyne co strzeliło, to numer startowy 😉 No ale uszczelnić opona już się nie chciała 🙁 koniec zabawy. Lekko oberwał tylko bark, bolał kilka dni. Aktualnie po 2,5tyg jazdy już nie utrudnia, ale czasem czuję jak się zapomnę i jeszcze nadwyrężę.
Dzień później Maraton MTB w formie czasówki- start indywidualny co 30sek- Kopa Nowoleska. Fajny, lokalny wyścig z miłą atmosferą i ta trasa! Kto by w ogóle pomyślał, że na wzgórzach Strzelińskich można znaleźć takie smaczki. Wprawdzie przejechałem tylko 10km, ale to już było niezłe, a potem podobno było coraz lepiej. No właśnie 10km- kapeć na podjeździe! Dziura nawet nie taka duża, może z 2-3mm a i tak mleczko sika i sika a uszczelnić nie chce, wbijam kolejny nabój, ale nic to nie dało, w końcu wysikało całe no i tyle w temacie, w oponie zostało może z 0,5atm, które co jakiś czas popuszczało. Może i lepiej, bo jednak ręka jeszcze nie była w pełni sprawna, po glebie dnia poprzedniego.
Po tych dwóch dniach, gdzie zawiodły opony podziękowałem mleczku No Tubes na którym jeździłem do tej pory. Szczególnie, że udało się nawiązać współpracę z Michałem Świderskim- producentem płynu uszczelniającego Trezado. Na razie nie mogę powiedzieć złego słowa, wkrótce większy test, ale na razie jest baaaardzo obiecująco. Opony łatwo się uszczelniają, no i na razie nie było żadnych awaryjnych sytuacji.
Tydzień później- Uphill na Śnieżkę, wyścig do którego mam duży sentyment- startowałem już o ile mnie pamięć nie myli 😉 5ty raz. No i co? Tym razem sprzęt sprawny, a nie ma formy. Prawda taka, że trochę nie moje warunki. Zauważyłem, że ostatnio potrzebuję porządnej rozgrzewki, a przy 10*C i siąpiącym deszczu się nie da. Nie lubię się ścigać w zimnie i tyle. No i na podjeździe nie było petardy, coś tam jechałem ale bez rewelacji. Tyle, że jak zwykle 110% turbo odpaliłem pod sam stożek i 4 osoby udało się tam wyprzedzić. Cóż czas może nie najgorszy, bo 57:55, ale miejsce open przemilczę. W kategorii 5ty cóż dobre i to. A w poniższym materiale wideo od TVP3 pogadałem coś w 9:40 😉
Skończył się czerwiec, lipiec zaczął się dużo lepiej! Maraton Strefy MTB Sudety w Bielawie poszedł już lepiej. Może jeszcze nie jestem 100% zadowolony, ale jest spoko. Udało się wyprzedzić kilka osób, które w tym sezonie na razie mi dokładały. Żadna pechowa sytuacja nie miała miejsca, a nawet dopisało mi szczęście, bo załapałem się na ostatni stopień szerokiego podium open (5) i 3cie miejsce w kategorii M3. Trasa przyzwoita, pierwsza połowa trochę za bardzo szutrowa, druga już fajniejsza, a i lekkie błotko po ostatnich opadach urozmaicało rywalizację. To co było słabe, to szybkie zjazdy. Nie wiem, nigdy nie zdarzyło mi się glebnąć przy 60 km/h, ale czuję, że to nic miłego, już wole to XC- może wszędzie pełno kamieni, korzeni, ale prędkości na zjazdach bezpieczne…w miarę 😉