11.09.2016 Mistrzostwa Polski, UCI Marathon Series, Bike Maraton Jelenia Góra

Coś ostatnio się opuszczam w pisaniu relacji, ale przy okazji Mistrzostw Polski sobie i Wam nie podaruję ;). W sumie trochę śmieszna, a raczej kuriozalna sprawa wyniknęła z tymi MP, bo że w Jeleniej Górze będzie walczyć Elita, Juniorzy, Cyklosport było wiadomo od dawna. Z Mastersami było jakieś zamieszanie- w ten sam dzień do kalendarza były wpisane górskie szosowe MP Masters, więc pierwsza informacja była taka, że MP w Maratonie dla Mastersów mają być gdzieś znów po płaskim w ramach jakiegoś mniejszego cyklu, zerknąłem tylko na płaski profil trasy i podziękowałem. Potem tylko widziałem jak może 2 tygodnie przed imprezą Kamil D. się pytał organizatora o jakikolwiek regulamin MP Masters, oczywiście bez odpowiedzi. Temat przeszedł bez echa, a czytając regulamin MP w Jeleniej jakieś 4 tygodnie temu patrzę i nie wierzę- są też MP Masters. Mała konsternacja i cóż mało czasu na jakiekolwiek ruchy, ale mobilizacja była. W sumie ten sezon jest jaki jest, miałem kilka pomysłów na jego odratowanie i pokazanie się, ale na razie wychodzi trochę dupiasto…lekko mówiąc… Śnieżka lepiej zapomnieć, starty w XC- z dużych planów, mało wyścigów, Challenge przejechany w bólach po glebie, Generalka BM coś ucieka. Tak sobie kalkulowałem, że jak nie na MP to sezon do wykreślenia…no ale co to zrobić z formą przez 3 tygodnie, raptem jeden mikrocykl się zmieści, nie mówiąc już o jakimś konkretniejszym BPS, a pikanterii podczas układania planu treningowego dodawał fakt, że tydzień przed MP jechałem na drugi koniec Polski na wesele- 3 dni bez roweru.

Śledząc profil, długość i przewyższenia trasy mistrzostw wyklarował mi się pewien schemat treningów. Dłuższe treningi z podjazdami starałem się zamykać powyżej 4h bardzo przykładając się do tego, aby pilnować mocy w ostatniej godzinie treningu, do tego kilka treningów siłowych z niską kadencją- Łopata sama się nie wjedzie ;). Przez te trzy dni bez roweru uskuteczniałem bieganie, a przed wyjazdem oczywiście dołożyłem kilka mocniejszych treningów pod rząd, taki mini załamujący i dobiłem się bieganiem, potem 2 dni przebieżek, 2 dni jazd regeneracyjnych, jeden mocny dłuższy trening we środę i odpoczynek do MP…..cóż jak na tak krótki okres przygotowania wyszło całkiem fajnie, a pewnie też nie bez znaczenia jest fakt, że zgubiłem po drodze z 1,5kg….trochę pączków mniej i jakoś się udało 😉

Kurcze długi wstęp wyszedł 😉 ok, wyścig. Przy okazji Bike Maratonu i Mistrzostw Polski jest też UCI Marathon Series. Trochę to wprowadza zamieszania. W sumie zawodników się trochę zjechało i tak dobrze, że UCI i BM mają start osobno, ale i tak nie mam pojęcia kto jest z zagranicy, kto masters a kto elita, więc cóż jadę swoje i tyle. Pierwsze 15km to raczej płaskie odcinki, planuję jak najdłużej trzymać się z pierwszą grupą, bo to zapewni dobre tempo do pierwszych podjazdów, ale też nie chcę przeginać…no ale czasem się nie da- ze dwa razy spawam dziurę w peletonie, jak się potem okazuje niepotrzebnie, bo na ciasnych nawrotach i tak się wszystko zjeżdża. Jest kilka gleb, jedna dość spektakularna zawodnika z zespołu Rose Vaujany. Jest coraz cieplej, więc pamiętam o piciu już na samym początku. Trochę cięższy teren i grupa się rwie, trzymam się już swojego tempa, szczególnie że zaraz słynny podjazd Łopata, czyli jakieś 1,5km o średnim nachyleniu 14% i maksymalnym 26%….i jedzie mi się go świetnie- oj rok temu cierpiałem tutaj bardzo- nie miałem wtedy dnia- dziś jest zupełnie inaczej, nogi kręcą się fajnie na wysokiej kadencji (pozdrawiam jednoblatowców 😉 ). Powoli zaczynam czuć, że to może być dobry dzień, a potem to już wszystko się samo napędza. Jak są dobre nogi, to jest dobra psycha. Jak nogi i psycha są dobre to się jedzie wysoko, jak się jedzie wysoko, to można ryzykować na zjazdach bo jest o co grać, jak idą zjazdy, to i na podjazdach trzeba cisnąć, żeby nie tracić itd. gaz, gaz, gaz. Powoli zaczynam wyprzedzać zawodników którzy przesadzili na początku. Na poboczu też niestety kilku znajomych z defektami- Patryk i Oskar, oboje mnie potem przeganiają, z Oskarem chwilę jadę wraz z dwoma zawodnikami z teamu Renault. Był taki fragment dość stromym trawersem, jeden z zawodników stracił równowagę, na szczęście kontrolowanie, ale rower to poleciał daaaaaaleko w dół…drugi z zawodników Renault- (Arek- tego dnia zdobył tytuł Mistrza Polski w Masters II) został za chwilę przegoniony, Oskar mi lekko odszedł na zjeździe, ale na podjeździe powoli udało mi się go wyprzedzić. A na zjazdach……to była rzeź niewiniątek dla tych którzy rzadko jeżdżą w górach. Z jednej strony nie były jakoś mega niesamowicie trudne- w końcu ja wszystko zjechałem i to nawet chyba w całkiem przyzwoitym (oczywiście jak na mnie, bo średnio o 15% szybciej niż rok temu) tempie. Jedynie przebiegłem może z 10m zjazdu strumykiem bo ktoś stał na najlepszej ścieżce…no i ten po korzeniach do rzeki był fest fajny, tylko przyciąłem go za bardzo do prawej, a trasa za rzeką szła w lewo i już nie wyrobiłem w strumyku, cóż z podparciem więc się nie liczy :(….ale jadąc takie rzeczy bez objazdu trasy ma się na dole 180hr na pulsometrze, ale i jaką satysfakcję :), na zjeździe mijam kolejnego znajomego- Michała z Rybczyński Team. i zaczyna się drugi podjazd pod Łopatę. Gdzieś wcześniej jeszcze mijam dwójkę z Colex- Tomka niestety po glebie (bo co to dla kolarza dojechać 50km ze złamaną ręką ;)…dobry =) ) i Wojtka, który miał mega dobry początek wyścigu, ale w sumie i całość pojechał całkiem fajnie. Na Łopacie mijam jeszcze Mikołaja z SGR……a no i oczywiście kolegę z teamu zawodowego Rose, fajne z tych Niemców chłopaki, ale jak za zawodowców, to jeden za mną, jeden raptem 10min przede mną to cóż ;). Kończą się większe podjazdy. Nogi powoli szykują się do skurczów, ale jest o niebo lepiej niż na poprzednich maratonach, suplementacja dała radę. W Jeleniej nie było zmiłuj się- upał, 4,5godziny jazdy i 2500 w pionie- chyba nie było osoby, która nie narzekała na skurcze. Do tego dojeżdżam na 3ci bufet „-Izotonik do bidonu do pełna! -ale my mamy tylko wodę…” Co?! Maraton UCI Series, full lampa, żar z nieba, około 25 pozycja open i nie ma izotonika….no proszę Pana Maćka nie każdy jest pro super i ma co 15km obstawę z bidonami, są też zwykli ludzie. Choć i tak dwa razy na trasie mnie wspomógł Ojciec Piotrka (stokrotne dzięki), a i potem już od kogo się tylko dało żydziłem picie, dzięki, wielkie dzięki wszystkim co poratowali :).
Wyścig trwa dalej- na ostatnich pagórkach wyprzedzam jeszcze Łukasza i dojeżdżam do Patryka, który po dwóch defektach już lekko podłamany, nie ma co się dziwić w sumie, pewnie chłopak chciał walczyć o konkretne miejsca. Jedziemy chwilę razem do ostatniego bufetu, w oddali Kamil z DMG i podświadomie czuję że to Masters, ale czy to walka o 1 o 3 czy o 10 miejsce nie mam zielonego pojęcia. Do mety 10km, mam dylemat ale też suche oba bidony, a na ostatnich pagórkach już kilka razy złapał konkretny skurcz….stanąć i stracić bliższy kontakt z Kamilem, czy jechać ostatnie 25min na sucho. W końcu dopełniam bidon. Jakieś 5km gonię sam, w końcu zjeżdżamy się znów z Patrykiem i Kamilem. Ostatnie 10km to praktycznie płaski odcinek….i chyba mi to pasuje, nie jestem 100% szczupłym góralem, mam z czego nacisnąć, tylko że jak naciskam to momentalnie skurcz- trochę testuję, raz mocniej dociskam jeszcze na płaskim- skurcz. Została przed metą mała górka- może 50m w pionie. Jadę, cisnę mocno, ale niestety mięśnie już nie działają, skurcz za skurczem, próbuję go na siłę „przekręcić”, ale się nie daje dziad jeden, zostaję z Patrykiem, Kamil odjeżdża, przejazd przez błocko mijam lepszą stroną i odskakuję Patrykowi, ale pewnie nawet nie próbuje gonić, bo jak by próbował to by nie odpuścił ;). Meta już blisko- wjeżdżam po 4:35:10 jako…..4ty w kategorii Masters I tracąc do medalu 34 sekundy, a do Mistrza Polski Jarka Hałasa 1:41. Tak- pierwsza czwórka Masters zamknęła się w 1:41 na ponad 4,5 godzinnym wyścigu….no tylko szkoda mi że to ja jestem tym 4tym.

Z jednej strony jestem jednak z wyścigu zadowolony, jak na ten niezbyt udany sezon, to udało się pojechać dobry ścig i wyprzedzić wielu zawodników, którzy zazwyczaj byli przede mną. Z drugiej strony, to pewnie będzie to za mną trochę chodziło tak jak te 18sekund do Bogdana na Śnieżce 2014 ;). Są takie wyścigi, gdzie była szansa, ale się jej nie wykorzystało i to chyba będzie jeden z nich, a czemu….wiadomo- w czasie wyścigu i tak mi się wydawało że jadę na 120%….ale czy nie mogłem na 130%? Ciężko powiedzieć, tego nigdy się nie dowiem. Może gdybym nie zatrzymywał się na ostatnim bufecie, może gdybym bardziej przyłożył się do listy startowej i zapamiętał kto masters a kto nie, może gdybym jeszcze lepiej się przygotował do treningu, może gdybym nie zjeżdżał jak cienias, może gdybym jadł jednego pączka tygodniowo mniej ;), może może morze jest głębokie i szerokie i cóż nie udało się. Była szansa się w tym sezonie pokazać i nawet to 3cie miejsce by chyba sprawiło, żebym się rozpłakał ze szczęścia na pudle, no ale nie ma, a o czwartych nikt nie pamięta. Z drugiej strony nie ma co też dramatyzować, było w tym sezonie kilka przebłysków, nie jest to ostatni rok ścigania w moim życiu, oby, oby za rok było lepiej.

Dziękuję bardzo wszystkim na trasie, zarówno tym co mnie wspomogli odrobiną picia, jak i tym co dopingowali- dzięki Dziewczyny i Chłopaki też ;), to miłe, że nawet jak macie swoich zawodników, którzy są przecież moimi bezpośrednimi rywalami, to i dla mnie kilka okrzyków czy słów wsparcia się znajdzie, a doping zawsze niesie i dodaje skrzydeł, bez Was nie dał bym rady. Gratulacje i uznanie dla Mistrza Polski Masters I Jarka Hałasa i dla pozostałych zdobywców Koszulek z Orłem i Medalistów, szczególnie cieszą medale znajomych- Patrycja 2m. U23, Bartek 2m. Elita, Rafał 2m. Masters II, Michał 3m. Cyklosport- dla wszystkich wielkie brawa, zasłużyliście!

Komentarze