08.10.2016 Bike Maraton Świeradów

Ostatni wyścig w sezonie, więc relacja wręcz konieczna. Od dobrych 5ciu lat kończę tutaj sezon podczas ostatniej edycji Bike Maraton. Jednak w tym roku było to zdecydowanie najcięższe zakończenie i nie mówię tutaj o wieczornej imprezie ;). Choć i tak jakoś pogoda przez te lata dopasowuje się do planowanej trasy- lata 2012-1013 to ganianie po szutrach dookoła Orlego i kopalni i wtedy było jesiennie około 10*C. Później 2014-2015 jak trasa wzbogacona na pętli Giga o Wysoki Kamień a dalej o okolice Grzbietu Kamienickiego, to nagle w październiku 20*C…i dobrze- jeżeli warunki by były takie jak w tym roku, to lider na Giga w 2015 by miał pewnie z 5h ;). No właśnie- pogoda w tym roku była kluczowa.

Do Świeradowa przyjechałem dzień wcześniej, bo coś w tym roku straszny problem, żeby wynająć nocleg na jedną noc, ale w perspektywie pogody było to strzałem w dziesiątkę- można było spokojnie się przebrać w ciepłym, a i po wyścigu wskoczyć od razu pod prysznic. Na zewnątrz jakieś 3*C i może nie tyle deszcz, co opadająca mgła, ale ogólnie wszędzie mokro- padało z przerwami od trzech dni. Decyzja co do ubioru bardzo ciężka- rzadko przychodzi się ścigać w takich warunkach. Jak bym jechał mini, ew. mega to by było prościej- a giga szacowałem na 2:50-3h przy blisko 0*C i możliwym deszczu…zdecydowałem się na dość ciepły ubiór….tak mi się przynajmniej wydawało ;). Na dole spodnie długie z lycry; na górze cienka potówka z dł. rękawem, długi rękaw z lekkiej membrany made in Quest, a na to już zwykłą kolarska koszulka z krótkim rękawem, która termiki już może dużo nie zmieniała, ale miała kieszonki z tyłu, na szyję buff, na głowę lycrowa czapka, rękawiczki z WS i co najważniejsze- na buty lekkie ochraniacze.

Rozgrzewka dość ograniczona, bo zewsząd leje się woda. Ubranie na razie się sprawdza, humor o dziwo bardzo dopisuje- nie ważne co na trasie- ważne, że jeszcze ze 3h i koniec sezonu. Startujemy- pierwszy podjazd i wydaję mi się że będzie mi za ciepło przez wyścig. Potem gadałem ze znajomymi, tym co się wydawało na pierwszym podjeździe, że będzie ok, na ostatnim nie mieli czucia aby trzymać kierę… Jedzie mi się dobrze…aż dziwne- przecież to zupełnie nie moje warunki. Po pierwszym podjeździe z przodu może raptem z 6-7 osób przed nami płaski odcinek, niestety zostaję sam, z tyłu grupka z Kross Im Motion, lekko odpuszczam i jedziemy razem do kolejnego podjazdu, tam znów się odrywam i doganiam Mikołaja z SGR i Kubę z TC Chrobry. Na razie jest spoko, lekko pada deszcz, ale membrana trzyma, tak samo rękawiczki, Windstopper to nie Gore, ale pewną wodoszczelność ma. Miejscami na trasie śnieg, temperatura na Garminie oscyluje około 0*C. Mam trochę zagwostki z okularami- zabryzgane, ale na szybkich zjazdach się przydają- lekki deszcz przy zjeździe 50km/h uderzając o oczy piecze przepotwornie, każdy zjeżdża trochę z przymrużeniem oka ;). Zsuwam lekko okulary z nosa, aby nad nimi coś widzieć, a jednocześnie żeby blokowały deszcz. Jedyny techniczny odcinek z Kopalnią biedzę strasznie, trochę właśnie przez te okulary- zsunięte z nosa zasłaniają obraz najbliższych 2-3m- przy szybkim zjeździe- no problem- przy technicznym zupełny brak wyczucia po czym się jedzie. Na krótkim odcinku straciłem pewnie z 2min, w końcu zsiadam, oksy lądują w kieszonce i już ich nie zakładam do końca wyścigu, to chyba lepsze rozwiązanie w takich warunkach. Na zjeździe przechodzi mnie kilka osób z Mega. Po chwili jedziemy we trójkę z Darkiem, Maćkiem z Mitsubishi i Marcinem z Colexa, który niestety zjeżdża łatać oponę. Darek w krótkich spodenkach, wymiana słów, bo ważne aby ktoś z Votum wygrał M3 na giga- losy generalnych klasyfikacji drużynowych się ważą. Darek już trochę przymarzał, ja się czułem dobrze, decyzja prosta- ja jadę dalej, dostaję popych na pożegnanie i podjeżdżam w kierunku rozjazdu Mega/Giga zostawiając z tyłu Maćka i zjeżdżając się potem z Łukaszem Chalastrą, z którym to już pokonujemy praktycznie całą drugą pętlę. Robi się coraz zimniej, ubranie powoli nie daje rady, wszystko już mokre i lodowate. Mam wrażenie, że ratują mnie najbardziej ochraniacze na buty- choć tylko z lycry, to wstępnie oblepione warstwą błota wydają się nie przepuszczać deszczu, który pada coraz mocniej. Druga sprawa, to dobrej klasy rękawiczki. Praktycznie cały wyścig bez problemów z trzymaniem kierownicy i hamowaniem, może ostatnie 30min trochę gorzej. Dopiero kilka minut przed metą przestałem czuć najmniejsze palce ;), rozmawiając potem, to niektórzy tak mieli już od połowy trasy. Było kilka osób na trasie, których zimno ewidentnie wycięło. Prawda jest taka, że każdy z 74 zawodników i zawodniczek, którzy ukończyli pętlę giga mają z pewnością zaliczony jeden z najcięższych startów w życiu, który będą długo wspominali. Pozycja przez drugą pętlę stabilna, mijamy Rafała z Optyk-Okular i pozostaje nam ostatni podjazd, Łukasz zyskuje przewagę, ja już nie mam tyle sił, jeszcze jeden zjazd po stoku narciarskim do mety, dość dużo ludzi z Mega pod kołami, nie ryzykuję, nikt mnie nie goni, ja nikogo też nie, czucia w dłoniach coraz mniej, spokojnie zjeżdżam do mety kończąc wyścig na 6tym miejscu Open z chyba najmniejszą stratą do zwycięzcy w tym sezonie….choć ciężko z tak specyficznego wyścigu cokolwiek wnioskować i porównywać czasy. Najważniejsze, że dojechane. Szybko umyć rower, bo noclegi dość porządne, szkoda zasyfić- na szczęście myjka Giga zarezerwowana przez znajomego Michała, 2min i rower czysty. Teraz tylko zjechać 3min na nocleg…..taaa…. „tylko”. Po wyścigu organizm wychładza się natychmiast, zjeżdżając muszę cisnąć po hamulcach bo jest po prostu za zimno, trzepocze mną na wszystkie strony. Wchodzę cały jak jechałem w butach i w kasku pod prysznic. 10min lania wody o temperaturze 25*C, która parzy. Wychodzę, wydaję mi się, że się rozgrzałem….ręce chodzą tak, że nie mogę ubrać bokserek ;), usta sine, kolejne 10min z herbatą, ubrany we wszystko co mam i jeszcze pod kocem wreszcie jest w miarę ok. Koniec sezonu! To był wyścig, nie wiem czy w życiu było mi kiedyś zimniej….choć pewnie jeszcze nie raz będzie 😉

Generalka w M3- drugi za Darkiem- Votum ma dublet w M3 na Giga! Do tego drużynówka 2m. obroniona, wszystkie założenia spełnione, można hucznie żegnać sezon! Gala finałowa spędzona w bardzo miłym towarzystwie- uwielbiam te kilka godzin, gdzie wreszcie można na luzie pogadać ze wszystkimi maratonowymi znajomymi :). W ogóle cały weekend fajnie się udał, może zabrało do pełni szczęścia tylko objeżdżania singli pod Smrkiem w niedzielę, ale tradycyjny Syr, Kozel i Studencka oczywiście zaliczone 😉
Podsumowanie sezonu 2016 już niedługo.

Komentarze