Rose The Tusker- Test

Wieści o Fat Bikeach docierają z zagranicy od dobrych kilku lat. Rowery dedykowane były pierwotnie do wyścigów po piasku. Od jakiegoś czasu coraz częściej zaczęły się pojawiać i w Polsce. Okazało się, że równie dobrze radzą sobie w jeździe po śniegu, ja niestety nie miałem okazji tego wypróbować (no prawie 😉 ), choć warunki dziś się trafiły fajne- dość duże błoto z racji na wczorajsze roztopy, pozwoliło odkryć dużo zalet opon w rozmiarze 4,25″. Ten opis będzie zarówno testem tego szczególnego modelu jakim jest Rose The Tusker, jak i w ogóle typu roweru jakim jest Fat Bike.

Model od Rose to dość wypasiona wersja- z amortyzatorem (niektóre Faty go nie posiadają, bo pierwotnie twierdzono, że do amortyzacji wystarczy grubaśna opona) oraz obniżaną sztycą Reverb. Napęd z jednym blatem z przodu, ale spokojnie to wystarcza na podjazdy o średnim nachyleniu, ale kto by takim rowerem podjeżdżał, chyba tylko jakiś szaleniec 😉 Zresztą…jazda po płaskim z prędkością > 20 km/h wymaga już sporego nakładu sił. Powyżej 30 km/h da się rozpędzić (na stojąco najlepiej), myślałem, że z racji na sporą masę kół i opon będzie tutaj działał efekt koła zamachowego, ale nie opory opon są aż tak duże że rower momentalnie zwalnia i po prostu trzeba do tego się przyzwyczaić- Fat to nie jest rower do szybkiej jazdy, po prostu nie i koniec kropka, przyjemność leży tu zupełnie gdzie indziej.

Mega szeroka kiera Jedna zębatka z przodu w zupełności wystarcza

Po przesiadce z 26″ na 29″ na szerokiej kierze- pierwsze wrażenie- „czołg normalnie czołg, teren jest mój i nic mnie nie zatrzyma”. Natomiast po przesiadce z 29″ na Fat Bike….jeżeli 29″ było czołgiem to może raptem takim M2A1, natomiast Fat Bike to taki Landkreuzer P. 1000 Ratte 😉 – teren przestał zupełnie determinować kierunek jazdy. To jest pierwsza zauważalna różnica. Druga, to poczucie masy przedniego koła i wszystko co z tym związane, czasem to uczucie jest aż zadziwiające, niby czuć pewną bezwładność układu kierowniczego, a jednocześnie ogromną kierownicą 780mm można obrać w każdym momencie dokładnie taki kierunek, jak się chce. Choć samo skręcanie, szczególnie ciasne nawroty wymagają dużo większego akcentu jeżeli chodzi o skręty kierownicą niż w standardowym rowerze. Natomiast bardzo na plus zdziwiła mnie skrętność roweru w ciasnych 180* nawrotach, jest dużo lepiej niż się spodziewałem. Tak samo hamulce- Niby tylko grupa Deore, ale shimano mnie ostatnio bardzo pozytywnie zaskakują. Jeżeli chodzi o siłę hamowania, to wiedziałem że XTR, XT czy SLX na których jeździłem są super, a teraz nawet deore…w sumie konstrukcja klamki bardzo zbliżona do mojego XTR’a tyle że materiały inne i wiadomo że waga wyższa, ale siła- spokojnie wystarczała do zatrzymania tych ogromnych kół.

Pierwsze kilometry- weeee nie jest tak strasznie, jakoś się go rozpędza, opony warczą jak rój szerszeni, reakcje ludzi wędrujących po ścieżkach i spostrzegających rower 10m od siebie bezcenne 😉 chyba jeszcze nigdy tak nie uciekali ;), jeden pan to odskoczył o dobre 1,5m normalnie „ścieżka parzy” ;). Stójki na światłach przy oponach 4,25″ są łatwiejsze do wykonania, ale w sumie….przecież zawsze można jednym przyciskiem obniżyć sztycę i wygodnie poczekać na zielone.

Wjeżdżam w teren, na razie mały lasek, ale błota sporo bo trwa wycinka. Opony fajnie trzymają, jedzie się bardzo pewnie….szkoda że nie ma śniegu, wczoraj jeszcze był opad, ale przez noc wszystko stopniało. Z pomocą przyszło lodowisko koło Pergoli 🙂 zwału śniegu z czyszczenia lodu + dużo świeżego wczorajszego, który widocznie był odgarnięty na kupę starego lodu i go przetrzymało przez noc…miło 🙂 Mało tego trochę, ale lepsze to niż nic. Na śniegu pełna kontrola… jak nigdy. żeby było lepiej- mulda około 70-80cm, trochę się waham, ale biorę rozpęd 25-27km/h i rower bez problemu przejeżdża górą, aż żal że nie mogę wypróbować sprzętu w prawdziwie górskich/zimowych warunkach.

Tak się jeździ Tuskerem po śniegu :) Tusker w naturalnym środowisku

Teraz krótki test na wrocławskim Kilimandżaro. Na bandach opony trzymają piekielnie, można się położyć jak nigdy przedtem. Hopek się nie odważam, nie mam jednak wyczucia, a za dwa dni wylot na zgrupowanie, głupio by było się połamać przed ;), ale drop pod Halą Ludową z tych 6-7 schodków poszedł ładnie 🙂 nie czuć było nadmiernego ciążenia przodu. Wracając na Kili- serpentynki super, podjazd od boku bez problemu, choć czuć masę sprzętu, nie da się ukryć, że wazy to 1,5x tyle niż rower wyścigowy 29″ do XC.

Następny przystanek- Szwedzki Szaniec na Osobowicach. W międzyczasie trochę mi przeszkadzają rurki tylnego widelca- po prostu łydki się o nie ocierają… jednak ten rower był ciut dla mnie przymały, rozmiar ramy pewnie dla osób z 10-15cm niższych. Możliwe, że przy odpowiednim rozmiarze problem by nie występował. Co ciekawe, przy M’ce i dość niskiej ramie Rose bardzo dobrze wykombinował mocowanie koszyka na bidon- mieści się spokojnie 0,7l i nie ma problemów z jego wyjęciem ze standardowego koszyka.

Na Osobowicach więcej błota. Nie da się ukryć- jak jedziesz Fat Bikeiem w teren to nie ubieraj się w najlepsze ciuchy- opony zbierają błoto potwornie. Wgryzają się w ziemie, co daje świetną przyczepność, ale też zabierają tej ziemi ze sobą pełno, błoto jest dosłownie wszędzie, Fat to zabawka dla chłopców co lubią się ubrudzić :), ten błotniczek co sobie zamontowałem pod siedzeniem, to chyba tylko pro forma był- w końcu opona była 2x od niego szersza :). Objechałem single na górce- jeździło się świetnie, mimo błota super przyczepność i pełna kontrola. Raz złapałem uślizg- na takiej błotnistej mazi, opona poszła po wierzchu w zakręcie, nie wgryzła się w błoto, więc to też nie jest tak, że Fat zawsze gwarantuje 100% pewności- czujność trzeba zawsze zachować.

Zdjęcie z profilu Kokpit

Ostatni przystanek testowy- Pump Track na Bartoszowicach- przy okazji przejazd przez rozorany koparami wał- koleiny na 30cm, a Tusker jedzie tam gdzie ja chcę, bezkompromisowo, tak po prostu jak to by był niewinny szuter, niebywałe wprost. Pump track był dla mnie zagadką, ale chyba Fat Bike nie jest stworzony do tego rodzaju jazdy, szczególnie przy moich marnych umiejętnościach. Tor był dość nasiąknięty co też nie ułatwiało jazdy, no i nie kręciłem za długo bo nie chciałem go rozorać. Jednak fakt jest taki, że na grubasie po pump tracku jeździ się słabo.

Oczywiście z każdym kilometrem jechało się ciężej, sprzęt jednak swoje waży, opory toczenia opon są kosmiczne, dla mnie osoby bądź co bądź wytrenowanej jazda 20 km/h była powiedzmy w górnym zakresie tlenu, wymagała na oko około 220W, co w szosówce daje prędkości w okolicach 29km/h- takie małe porównanie. Tyle, że nie można do tego tak podchodzić- jak już pisałem wcześniej- chcesz jechać szybko to jedź na szosę, chcesz się pobawić- bierz Fat’a. Tyle, że po takiej zabawie co trwała raptem 2:30, przejechałem całe 47km i byłem juz ładnie wypompowany :). Fat Bike to chyba idealny rower do jazdy po terenie lekko pochylonym z dużą ilością band i zakrętów.
Kiedyś było łatwo- każdy miał MTB i koniec, było fajnie. Teraz- MTB wiadomo, ale też szosa, w zimie by fajnie było mieć przełajówkę, na miasto mieszczuch przypięty linka do latarni pod klatką, ostre koło bo tak, no i chyba jak by się już miało te wszystkie sprzęty, to następny w kolejne by był właśnie Fat :). Z pewnością nie jest to typ roweru, którego się użytkuje na co dzień. Przydaje się bardziej jako swojego rodzaju odskocznia, tak o- aby się pobawić w okresie roztrenowania, albo jak spadnie śnieg, przynajmniej ja to tak widzę. No i na razie Fatów jest bardzo mało, na mieście wzbudza wielkie zainteresowanie, lekko patrząc 80% ludzi się ogląda za rowerem, szerokie opony przykuwają uwagę.

Jeszcze co to samego modelu Rose The Tusker. Ciężko mi się do czegoś przyczepić, jeżeli kiedyś bym zapragnął Fat Bike’a, to chyba właśnie tak by wyglądał. Bez zbędnych wodotrysków- bo np. jeżeli siła hamowania jest super, to po co XTR jak wystarczy Deore- bo 100g lżejsze? Przy 15,9kg (bo tyle Tusker waży w tej konfiguracji) sprzęcie nie ma to kompletnie znaczenia. Myślałem, że będzie bardzo przeszkadzał duży Q factor (szerokość rozstawu korb), ale w sumie nie zauważyłem dużych wad. Seryjne chwyty Ergona dawały się we znaki, choć to też z pewnością przez za krótką dla mnie ramę i przez to a duże obciążenie przenoszone na ręce. Rower posiadał kilka nowości- po raz pierwszy jeździłem dłużej na obniżanej sztycy oraz na napędzie 1x….i chyba te obie części w Fat Bike’u to strzał w dziesiątkę. Przełożenia są wystarczające, pod średnie górki, natomiast prędkości> 30km/h po płaskim zdarzają się rzadko, więc zakres wystarcza zupełnie. Natomiast sztyca, to wygoda użytkowania, choć z pewnością jej jeszcze większe zalety bym odkrył na górskich zjazdach- ach polecieć takim Fatem niebieskim z Raduni- musi być pięknie. No i to by było tyle, dzięki dla firmy Rose i jej opiekuna na Polskę Piotra Nowickiego za wypożyczenie sprzętu.

W oczekiwaniu na myjnię.... ...i już czyściutki To się dopiero nazywa oczkowana obręcz :) Obnizana sztyca- bardzo wygodna rzecz, a w Fat Bikeu jej waga schodzi na dalszy plan.

Komentarze