Propozycja trasy dla trochę bardziej wprawionych. Może nawet nie trasy, ale opis kilku miejscówek, które można ze sobą połączyć. Zamysł był prosty- rower cx/gravel, odwiedzić Wieżę Bismarcka na Jańskiej Górze, Tarską Dolinę i poeksplorować trochę zielony szlak pomiędzy Wzgórzami Niemczańskimi a Masywem Ślęży….i to ostatnie wyszło najgorzej.
Ogólnie opisywana trasa zaczyna się zaraz pod Wrocławiem i ma około 130km, ale równie dobrze można dojechać samochodem w okolice Jordanowa lub Tyńca n. Ślęzą, bo trasa w obu kierunkach się tam zbiega. Szczególnie, że Wrocław-Tyniec to tak 50% drogi transportu rolnego wśród pól, 50% asfalty. No i te drogi rolne to bardziej pod MTB by się nadawały niż pod gravela. Dość wyboiste, a i czuję że po deszczach by było dużo błota. Ja ogólnie pętlę jechałem raczej w warunkach suchych. Za Suchowicami łapiemy niebieski szlak i zaczyna być trochę fajniej. W Jordanowie przerzucamy się na szlak zielony (uwaga w miejscu przecięcia z DK8, bo to ruchliwa droga, a szlak po prostu ją przecina nawet bez przejścia dla pieszych/rowerów). Drogi są coraz fajniejsze, zdarzają się szerokie szutrówki.
Tak docieramy w okolice pierwszej atrakcji, czyli najstarszej (1869r.) wieży Bismarcka na Jańskiej Górze. Górka wysoka nie jest, ale na Gravelu z blatem 42Z jakieś nogi już trzeba mieć, żeby podjechać szeroką, równą szutrową drogą. Wieża jest ogólnie w stanie ruiny, kiedyś było ogrodzenie z zakazem wejścia. Ja odważyłem się wejść na „półpiętro” schodami na zewnątrz, potem są schody w środku, dość popękane ale podobno da się ;). Pod Jańską Górą leży wieś Piotrówek z pałacem oraz dużą kaplicą. Miałem nawet w planach zjazd do wioski, ale jakoś pierwsza dróżka którą chciałem jechać była bardzo zarośnięta, a żółty szlak jakoś minąłem…okazało się, że nic straconego, bo w Piotrówku jeszcze tego dnia byłem, ale o tym później.
Trzymamy się zielonego szlaku pieszego, po którym jedzie się całkiem przyjemnie. Niestety/ stety jeden szutrowy odcinek (chyba Sokolniki- Łagiewniki jeżeli mnie pamięć nie myli) został wyasfaltowany. Przejeżdżamy przez Łagiewniki- chyba pierwszy raz byłem w miasteczku, bo zawsze tylko przejazdem samochodem, a warto- miłośnicy historii i zabytków znajdą tu trochę perełek. Powoli pojawia się też więcej obszarów leśnych. Do Goli Dzierżoniowskiej docieramy przez malowniczy Czarny Las. Zjeżdżamy na chwilę do miasteczka pooglądać zamek przerobiony na hotel. No i teraz mała zagwozdka, bo wg map żółty szlak turystyczny biegnie od zabudowań hotelu do szlaku zielonego. Dostać się od hotelu się nie da, bo teren prywatny. Jest dróżka wzdłuż pola na samym początku zabudowań, ale stoi tabliczka „teren dostępny dla gości hotelu” + oznaczenia szlaków. Natomiast nie ma żadnego „teren prywatny” czy „teren _wyłącznie_ dla gości hotelu”, więc pojechałem. Warto, bo teren przepiękny- wzdłuż dopływu Goli Dzierżoniowskiej, trochę podmokły, kilka mostków, kilka jeziorek i tak dobijamy znów do szlaku zielonego, który wyprowadza nas na obrzeża Niemczy.
Opodal jest jeszcze pałac/hotel- Kietlin- można się przejechać pooglądać tak samo jak Arboretum w Wojsławicach za Niemczą. Ja natomiast obrałem kurs, tym razem trasą asfaltową, na Gilów. W połowie drogi znajduje się kolejna atrakcja- Dolina Piekielnego Potoku. Znajdują się tam pozostałości grodu Państwa Wielkomorawskiego nazwane, w sumie ciekawe czemu, Tatarski Okop. Grodzisko można objechać dookoła, są ścieżki dydaktyczne, tablice informacyjne itp. Potem kierujemy się na Gilów. Można asfaltem, można tak jak ja dalej żółtym szlakiem. Tzn. nie polecam trzymać się idealnie mojego śladu, bo ja schodziłem jakoś strasznie na dziko do doliny (już wiem czemu się nazywa piekielna 😉 nachylenie dobre 60% ), potem przez potok była albo kłoda (spróchniała ;)- nie odważyłem się ), albo bród gdzie i tak lekko zamoczyłem buta. Może trzymając się żółtego szlaku by było lepiej. A ten szlak też trochę dziki no i wypada się do wioski w sumie przez czyjeś podwórko, ale szlak wymalowany, podwórko w pełni otwarte- chyba po prostu tak ma być.
W sklepie w Gilowie tankuję bidony i opuszczam miasteczko zielonym szlakiem. Ogólnie odcinek tego szlaku do Słupic jest….średni- chyba lepiej szukać jakiś alternatywnych dróg- w wielu miejscach szlak wygląda tak, jakby nikt nim nie szedł 20 lat. Pełno zarośli i kolców (dzięki za mleko w oponach, bo tak to dziury gwarantowane). Do Dobrocinka było jeszcze chyba w miarę ok, przed samą wioską nawet fajny szutrowy trawersik z widokami na Sudety. Natomiast okolice górki Twardno i Stołążek to dramat. Dopiero po zejściu z tej drugiej łapię bardzo fajny szutrowy zjazd, olewam zielony szlak i przebijam się przez drogę 384 (tu trzeba uważać, bo droga biegnie nasypem z barierkami, więc przejście albo tam gdzie szlak, albo tam gdzie ja przejeżdżałem- ciut bardziej na wschód). Potem znów trochę błądzenia po lesie i wypadam koło Stawu Trzcinowego. Odcinek do Słupic jest całkiem spoko.
Z Słupic miałem plan obadać dalej zielony szlak na Przełęcz Słupicką, a potem niebieski do Jordanowa, ale straciłem dużo czasu na przebijanie się przez krzaki na ostatnich 10km, więc tam razem odpuściłem, kiedyś trzeba jeszcze zgłębić temat. Do Jordanowa lecę szybko przez Oleszną- Piotrówek (przyglądając się z bliska ruinom pałacu, który wcześniej widziałem z Jańskiej Góry)- Tomice. Odcinek Tyniec- Borów całkiem spoko pod Gravela. Potem chwilka asfaltem, a za DW346 odbiłem na szutrową drogę przez Brzeście, podobno kiedyś to było przedłużenie drogi na Borów- dawno temu to było spore miasteczko (ba- miasto, które prawa miejskie otrzymało w 1292r.) – w końcu ul. Borowska we Wrocławiu właśnie stąd ma swoją nazwę, choć aktualnie w linii prostej prowadzi przez Żórawinę do Bogunowa, a potem ślad się urywa, to szutrowe pozostałości istnieją do dzisiaj. Z Bogunowa już szybko wracałem asfaltem, choć można odbić w Żernikach w polne drogi i wrócić tak samo jak przyjechaliśmy.
Trasa spoko, choć wymaga jeszcze kilka modyfikacji/ ulepszeń. Szczególnie muszę sprawdzić ten szlak Jordanów- Przełęcz Słupicka, choć coś czuję, że nadaje się on bardziej na MTB niż na gravela.