Rapha Festive 500km 2016

Rapha Festive 500km- czwarty raz pod rząd…uda się, czy się nie uda….wiadomo kluczowa jest pogoda. Ogólnie koniec grudnia to bardzo dobry okres, aby szlifować długie wytrzymałościowe jazdy, więc rywalizacja (do przejechania 500km od 24 do 31 grudnia)..no ale nic na siłę- jeżeli by było -15*C i 40cm śniegu, to oczywista sprawa, że z radością bym śmigał na biegówkach…..no ale już któraś zima pod rząd bez tragedii, więc i tym razem 500km było w zasięgu ręki. No i to nawet bez większej spinki- ot po prostu realizując plan treningowy. Na całym świecie w rywalizacji wzięło udział ponad 82tyś osób, które przejechały łącznie 19,5 mln kilometrów!!!

A plan następujący- jeżdżę w dwa dni z trzech (24-26 grudnia), dobijam 29 i 31. W Wigilię wiadomo- szybko z rana i powrót do Rodziny, bo w końcu święta, no ale z grubsza wszystko ogarnięte dzień wcześniej- choinka ubrana, ciasta upieczone, w Wigilię już luz. Luzu natomiast nie było praktycznie przez cały trening… Początek dramat- na drodze lód, może nie jakaś totalna szklanka, ale przełaj został w mieszkaniu i miałem tylko szosówkę, więc jazda była baaaardzo ostrożna. Gdzieś za Jelczem mijam się z Piotrkiem, jednak decydujemy się w takich warunkach na jazdę osobno. Choć w sumie to był moment od którego było już coraz lepiej- objechałem Oławę i ruszyłem na zachód…no i masz- skończył się lód, zaczął się wiatr…ponad godzina męczarni, temperatura niewiele ponad 0 i ogólnie już miałem dość tego treningu ;)…no ale zawsze może być gorzej…no i było ;). Po nawinięciu w kierunku Wrocławia skończył się wiatr, no i zaczął się deszcz ;). Zostało jeszcze z 1:15 planowanej jazdy no i jakoś trzeba było się przemęczyć, początkowo było spoko, regularnie zaczęło padać w sumie w ostatnich 30 minutach. Co zrobisz, nic nie zrobisz, zagryzłem makowca, minąłem się z Moniką na obwodnicy i lekko trzęsąc się z zimna pod koniec dojechałem do domu. 117km przejechane, robota zrobiona.

Makowiec i do przodu!

Niestety odpadł mi trening 25-tego- chyba mój ulubiony dzień do trenowania- na Świątecznych kaloriach- zawsze czas miło płynie, no ale nie w tym roku- regularne opady przez cały dzień z temperaturą około 3*C…bida, dobrze że miałem ze sobą buty do biegania. 24km weszły i choć trochę ciast się ulotniło z kaloriami 😉 Co się odwlecze to nie uciecze- odbiłem sobie 26-tego grudnia. 6 godzin w siodle i 186km na budziku pod koniec jazdy. Miły trening z Piotrkiem i Pawłem oczywiście z tradycyjną świąteczną wymianą ciast :). Była jeszcze po drodze przygoda z Panią Policjant, która nas bardzo chciała zatrzymać i pouczyć, że trzeba jechać gęsiego, a że czasu nie chcieliśmy za dużo tracić bo zimno, to się na to cicho zgodziliśmy…na 2km ;). W ten dzień temperatura już dobrze na plusie jakieś 6*C- można było jeździć od świtu do zmierzchu :). Jedynie wiatr dawał się we znaki, ale jakoś sprytnie go oszukaliśmy i sporą część nawinęliśmy lasem z Namysłowa do Brzegu….fajna droga- niby krajówka, a ruch prawie zerowy i to podobno nie tylko w święta. Dobry trening 303/500km ukończone.

Błooootko :) Beee beee- żywa szopka na Wittigowie
Dupery ;) ~170km....Jeszcze jeden gryz i jakoś do domu się dokręci :)

Zgodnie z planem następna jazda we czwartek 29-tego, tym razem z Pawłem i z Szymonem z Oławy- spotykamy się jak zwykle gdzieś w okolicach Groblic i robimy całkiem fajne kółeczko przez Wiązów i Strzelin. Wreszcie trochę słońca się pokazało, więc mimo mrozu jechało się spoko, choć rano jak zwykle trochę nerwowo na ośnieżonych fragmentach szos. Ja nabijam 121km, a Paweł w ten dzień kończy już całe 500. Mi zostaje niecałe 80, czyli z nawiązką powinno się udać przed Sylwestrem, bo w planie około 4 godzinki.

Niby nie pada, niby cieplej, ale wilgoć i wiatr zrobiła swoje na tym treningu... Jeden z lepszych motywów podczas świątecznych jazd :) Team ride!

Przed Nowym Rokiem trzeba pokręcić- znów z chłopakami oławiakami 🙂 Tym razem pętelka w kierunku Oleśnicy, potem Jelcz, słoneczko znów daje po buzi, więc wszyscy szczęśliwi i skorzy do żartów, a i nadchodząca wieczorna zabawa napawa optymizmem, więc niecałe 4 godzinki w siodle mijają błyskawicznie. Festive 500 ukończone z wynikiem 537km, można z czystym sumieniem świętować zakończenie starego i rozpoczęcie nowego roku oczywiście w kolarskim towarzystwie i to w całkiem mocnej obsadzie 😉 Ogólnie Festive500 dzielił się na dwie części- pierwsze dwa treningi były podłe- marna pogoda, zimno, wiatr ogólnie słabo się jeździło. Dwie ostatnie jazdy jakoś już mi milej zleciały, słońce i towarzystwo robi swoje. Dzięki dla Pawła, Piotrka i Szymona za wspólne jazdy. 4/4 rywalizacje ukończone i bardzo dobry blok wytrzymałościowy w nogach.

Wreszcie! W stronę słońca! Sylwester rano! Jest impreza!!! 500km jest, można świętować! Szymon się schował, muszę popracować nad kadrowaniem :)

Komentarze