Kolejny raz była szansa na wirtualną rywalizację z kolarzami z całego świata i zmagania w celu przekroczenia 500km w okresie 24-31 grudnia. Rapha Festive 500km idealnie wpisuje się w końcówkę roku, gdzie jazdy wytrzymałościowe mi świetnie pasują, z racji na święta jest trochę więcej czasu, a i dłuższe treningi sprzyjają spalaniu świątecznych kalorii ;). Choć z tym czasem w tym roku podczas rywalizacji tak różowo nie było- 26tego miałem przyjemność być gościem na chrzcie na drugim końcu Polski, więc plan ułożyłem sobie następujący- kręcę 24 i 25 choć nie jakoś niesamowicie długo, bo 24 wigilia i to czas dla Rodziny, a 25 podróż, więc na jazdę tylko 4 godziny z rana, potem dwa dni luźniejsze, w niedzielę 27 grudnia wracam do Wrocławia i kręcę dwa razy w okresie pon-śr. Realizacja planu przebiegała o tak:
Dzień 1- 24.12
Trochę obowiązków świątecznych ogarnąłem dzień przed wigilią- choinka ubrana, pierniki udekorowane, więc dostałem zielone światło na ciut dłuższy trening niż zakładałem. Chwilę przed 8:00 wyjeżdżam przy promieniach wschodzącego słońca i lekkim przymrozku, po chwili zjeżdżam się z Piotrkiem i ruszamy w kierunku Oleśnicy lekko zawijając na północ o Dobroszyce. Z każdą minutą robi się cieplej i bardziej wiosennie, a my przez Jelcz i Oławę dobijamy do Wrocławia od południa (po drodze mijając się z Pawłem ode mnie z MTB Votum, który się Raphabilituje po urazie nogi ;)). Zostawiam Piotrka i nakręcam jeszcze dodatkową godzinkę po okolicznych wioskach kończąc pierwszy dzień zmagań z 152km na liczniku.
Dzień 2- 25.12
Start podobnie jak dzień wcześniej za pięć 8 i jadę w kierunku Kotowic, gdzie spotykam się z Szymonem- w planie zwiedzanie asfaltów na wschód od Janikowa, po których nigdy nie jeździłem, a okazały się rewelacyjne. Z chęcią pokręcił bym więcej, bo i temperatura fajna i towarzystwo miłe, ale przede mną 6h jazdy samochodem i chcę choć pół z tego przejechać za widoku. Rozjeżdżamy się z Szymonem w Janikowie, wpierw dokonując wymiany świątecznych ciast :), a z treningu koło 12:00 mając w nogach 118km. 26tego odpoczywam, 27mego znów 6h jazdy samochodem, ale wcześniej prawie 2 godzinki pobiegałem sobie po podkarpackich lasach.
Dzień 3- 28.12
Byłem przekonany, że w tym dniu będę jeździł sam, ale jak już wyjechałem na trening, okazało się że Piotrek zrobił sobie wolne w robocie i też kręcą z Kasią, szybka telefoniczna wymiana planów tras i mamy plan spotkać się w okolicach Św. Katarzyny za 1,5 godziny- wyszło wręcz idealnie, bo zjechaliśmy się może z różnicą dwóch minut i kolejne dwie godzinki pokręciliśmy razem. Chciałem zrobić trochę km, bo kolejne dni były zapowiadane już chłodniejsze- zresztą i w ten poświąteczny poniedziałek było już zupełnie bezsłonecznie i dużo bardziej wietrznie niż przed weekendem. Suma sumarum nakręciłem 153km i zostało mi jakieś 80 na środę, bo wtorek postanowiłem poświęcić na trening siłowy.
Dzień 4- 30.12
Cóż przyszła zima i choć słonecznie, to temperatura trzymała się około -3*C, do tego dość mocny wiatr i zdecydowałem się pojeździć na MTB, w planie 4h wytrzymałości- może będzie to mniej efektywne niż na szosie, ale przynajmniej nie zamarznę. Zresztą trochę mi się zatęskniło za góralem, więc z chęcią się na niego przesiadłem. Najpierw pojechałem na Osobowice, tam chwilka na górce, aby się rozgrzać i pędzę dalej- zmieniam kierunek i jadę do Siechnic po drodze dogania mnie Mikołaj, który też kręcił na Szwedzkim Szańcu i chwilkę jedziemy razem. W Siechnicach skręcam do lasu, a potem wałami dojeżdżam prawie do Oławy- cały czas pod wiatr, ale dzięki temu po nawrocie już było duuuuużo przyjemniej. Wracam do Wrocławia zamykając trening na 90km.
Podsumowanie
Festiwal zakończyłem z 513km na koncie (choć na Stravie usilnie zlicza do kilometrówki niedzielny bieg, więc oficjalnie mam 531km). Oj widać dobrą pogodę w tym roku- w Polsce wyzwanie ukończyło aż 157 osób (rok temu 29, a w 2013 31 osób). Cóż- w Boże Narodzenie było chyba z 15*C, normalnie grudzień życia….zresztą przełożyło się to na duuużo kilometrów bazy- ostatni miesiąc w tym roku zamknąłem na 1710km (z czego ponad 1200km na szosie).
Teraz czas na odpoczynek, nowy rok sprzyja postanowieniom, więc i ja mam kilka, zobaczymy jak będzie z ich realizacją :). Po Rapha Festive czas na solidną regenerację, choć oczywiście jak zwykle aktywną. Już pierwszego stycznia przed 10:00 zwlekłem się z łóżka i przebiegłem pierwsze 10km w nowym roku przy okazji pokazując Kindze, gdzie to można pobiegać we Wrocławiu. Uwielbiam takie biegi w noworoczny poranek- przez godzinę tylko spotkanych tylko kilka osób, a klimatu dodawał jeszcze prószący śnieżek.
Dziś nie mogłem się powstrzymać, aby nie pojeździć lekko półtorej godzinki na MTB po świeżym śniegu- chyba pierwszy raz od trzech lat- takie zimy ostatnio :(…warto było przetrzymać te -8*C- słoneczko dawało czadu, a że regeneracja, to i mogłem bezstresowo porobić trochę fotek 🙂