Archiwum kategorii: Trening

Wakacje, Szklarska i takie tam :)

Trochę zaniedbuję stronę, no ale taki okres wakacyjno- urlopowy, a jak nie wyjazd to wyścig, a jak nie wyścig albo wyjazd to praca i ogólnie dni same uciekają. Trochę nadrabiam. Kilka słów na początek jeszcze o Bike Maratonie w Szklarskiej. To taka miejscówka, gdzie ciąży nade mną jakaś klątwa- chyba trzeci start i trzeci słaby. Dwa lata temu kapeć, rok temu jazda bez hamulca. W tym roku….cóż przed maratonem niby piątek wolny, ale czwartek i środa to jazda samochodem- w jeden dzień 8h, w drugi….wyjechaliśmy o 4:15, a dotarliśmy do celu o 23:00 :), no i niby noga na wyścigu była świeża, ale wszystko inne nie było 😉 Choć….bez tragedii- tzn. pierwsze kółko jechałem wycieczkę, tętno 150 i mocniej nie mogę. Szczęśliwie giga zaczyna się w trzeciej godzinie, na drugim kółku coś się odblokowało i moc wróciła. Około 40km byłem gdzieś na 23-25 miejscu, a po odnalezieniu rytmu na mecie na 70km zameldowałem się na 16 miejscu…no ale nie zmienia to faktu, że wyścig przejechałem praktycznie w połowie.

Po Szklarskiej mocny tydzień w pracy, tak aby udało się po weekendzie skoczyć w odwiedziny do Rodziny. Plany na weekend były ambitne, bo MP w XCO, no ale cóż sypnęło się za dużo rzeczy i nie ogarnąłem, cóż może za rok. Trochę szkoda, ale obsada była na tyle mocna, że o dobre miejsce w Mastersach by było ciężko, no ale zawsze jakieś doświadczenie by pozostało na przyszłość. Po weekendzie wyjazd na wschód Polski i bardzo fajnie spędzony tydzień, full relaks, plażowanie, ogniska, pogaduchy :). No ale coś też pojeździłem żeby nie było. Lubię tamte rejony, szosy w lesie- zero czerwonych świateł, zero skrzyżowań, ruch prawie zerowy i tylko drzewa, drzewa i drzewa przez 10km non stop. Kilka fajnych miejsc odwiedzonych, choć długiego treningu nie planowałem żadnego, więc mój ulubiony Łańcut odpuściłem, ale Baranów Sandomierski zaliczony, na rynku co roku przybywa atrakcji, a i pewnie sam zamek coraz piękniejszy, choć w tym roku do parku nie wchodziłem. Treningi odbębione, noga na BM w Bielawie jest, będzie good.

A o Bielawie (w której było nawet, nawet good, bo skończyło się na przyzwoitej 13nastej pozycji open i 1wszym miejscu w Pucharze Polski Masters I), napiszę niebawem. No a teraz już do Bike Adventure siedzę we Wrocławiu, dziś trening z przygodami, jeszcze na rozgrzewce atak osy (zawsze myślałem, że jak mnie kiedyś dziabnie to wlatując do środka kasku przez otwory wentylacyjne…ale nie zaklinowała się między skronią a paskami od kasku no i dziabnęła). Potem dwie ulewy i po tym wszystkim nawet ciężki trening tak bardzo nie bolał, jutro lecę wysiedzeniówkę, trzeba zrzucić trochę masy przed Śnieżką 🙂

Czarnogóra- podsumowanie

Zanim relacja z Bike Maratonu w Szklarskiej, to jeszcze małe podsumowanie wyjazdu do Czarnogóry od strony kolarskiej. Na miejscu miałem w sumie 8 noclegów, założenie było takie, żeby trenować z rana, tak aby udało się wrócić na 9-10, bo w końcu miały to też być wakacje 🙂 Podczas tych kilku dni udało mi się zrobić 4 mocne treningi, reszta to rozjazdy. Mocne, choć zazwyczaj nie za długie…no jeden dłuższy trening się udało wynegocjować, ale cel był szczytny, ale o tym za chwilę 🙂

Nocowaliśmy z żoną w Buljaricy koło większego miasta Petrovac. Ogólnie rzecz biorąc nadmorska droga jest dość ruchliwa, więc zazwyczaj męczyłem podjazd z Petrovacu w kierunku Jeziora Szkoderskiego- droga luźna, bo pod górą jest tunel, który mimo tego że płatny, jest chętniej wykorzystywany przez kierowców. Sami kierowcy jak pisałem wcześniej bardzo ok. Choć na Bałkanach jeżdżą trochę niebezpiecznie, to jakoś jak jechałem rowerem nie miałem żadnej groźnej sytuacji. Może z 2-3 razy zdarzyło się wyprzedzanie z przeciwka na trzeciego, ale jestem w stanie ich zrozumieć- ciągnie się taka kręta droga przez góry juz kilka km, no to jak tylko jest 200m prostej to żal nie wyprzedzić :). A tak to zero stresu. Mało tego- kolarze w Czarnogórze to dalej zjawisko rzadkie i kibicowanie przez robotników albo przez kierowców średnio raz na kwadrans jest przyjemną normą. Drogi w dość dobrym stanie, choć trzeba być uważnym, bo czasem na równej szosie zdarza się nieoznaczona dziura-krater lub częściej przełom. Cała okolica to jedno wielkie pasmo górskie, na płaskie odcinki nie można liczyć. Nawet na godzinnych rozjazdach wzdłuż morza wychodziło po 400m przewyższenia.

A specyfika treningów- męczyłem na różne sposoby wspomniany podjazd, raz robiąc go w całości od dwóch stron, raz cisnąłem 20sto minutówki na sweet spocie, a raz siłowo. W ostatni dzień przyszedł czas na królewski etap. Chciałem odwiedzić Park Narodowy Lovcen z położonym na szczycie góry Jezerski vrh (1657mnpm) Mauzoleum Piotra II Petrowicia. Podjazd miał 31km o średnim nachyleniu 5% i jakieś 1550m w pionie do podjechania. 1:42:20 wspinaczki, ale było warto. To jeden z treningów, który na zawsze pozostanie w pamięci. Niesamowity podjazd a potem super zjazd i nieziemskie widoki z góry. W czasie podjazdu sekcja 16nastu serpentynek z zakrętami o 180*. W sumie wyszła niezła przejażdżka- prawie 5h (zaczynałem o 5:15), 135km i jakieś 2800m w pionie.

A pod względem turystycznym- fajny kraj. Jak ktoś był już w Chorwacji polecam zapuścić się trochę dalej. Praktycznie każda większa miejscowość skrywa coś ciekawego, a w każdej mniejszej cerkwia lub monastyr co ma kilkaset lat, widać też że turystyka w rozkwicie, a turyści głównie krajowi i Serbowie. Polaków dużo mniej niż w Chorwacji. Ceny w lokalnych konobach całkiem fajne, za 4euro menu dnia- zupa, lekkie danie + mała sałatka, za 5,5e już porządne danie z 300g mięcha co po treningu siłowym jak znalazł :D. Jak kogoś interesuje większe foto-story bardziej o zabytkach i miejscach niż o rowerze, to zapraszam na picase 🙂

Czarnogóra- kilka słów na wstęp

Wpis może nie w 100% kolarski, ale temat jest do rozwinięcia w przyszłości, bo jestem na miejscu dopiero dwa dni. Rodzinny urlop dłuższy niż kilka dni w środku sezonu dla kolarza jest dość problematyczny. Szczęśliwie udało się wszystko dopiąć, sam nie wiem jak, bo oprócz pobytu na miejscu w Czarnogórze po drodze było jeszcze wesele, potem zwiedzanie Budapesztu….a i w drodze powrotnej jedziemy z jednym przystankiem. Rower zmieścił się do środka samochodu, więc w sumie jedyne co zostało do przemyślenia to noclegi na trasie przejazdu z bezpiecznym parkingiem.
Po superowym weselu kuzyna niedzielny poranek spędziłem na łupaniu podjazdów pod Przełęcz Salmopolską. Nawet małe oberwanie chmury nie zmyło uśmiechu z gęby- na szosówce po Beskidach jeździłem ostatni raz w 2003 roku chyba. W poniedziałek z rana wyruszyliśmy w drogę i koło 14 byliśmy w Budapeszcie. Obeszliśmy najciekawsze zabytki, mosty, wzgórze zamkowe, taki 16nasto kilometrowy spacerek :). Pobudka o 4:00 i w drogę przez Bośniackie góry, oj piękne drogi, niesamowite widoki- nie żałuję tego wyboru (alternatywa to chorwackie autostrady). Około 18 dojeżdżamy na miejsce- do miasteczka Buljarica.

W kolejnym dniu tylko lekki rekonesans okolicy i już widzę że będzie fajowo. Nazwa Czarnogóra z niczego się nie wzięła ;). Jeżeli po pobycie w Calpe stwierdziłem, że nie ma tam płaskiego, to teraz muszę powiedzieć, że tutaj nie ma nic poniżej 5% nachylenia 😉 . Z miejsca w którym mieszkam, może na 10m n.p.m. można po może 10km być na wysokości 630m. Minus tej okolicy, to dość słabo rozwinięta sieć dróg i w sumie mam jedną przełęcz do objeżdżania- zaleta taka, że alternatywą dla tej przełęczy jest tunel, więc 90% ruchu lokalnego leci tamtędy. Ogólnie bałem się kierowców w Czarnogórze, ale na razie zero problemów, wręcz przeciwnie ze dwa- trzy razy coś wymachiwali z uśmiechem i dopingowali na podjeździe :). Asfalty spoko, choć trzeba być uważnym, bo czasem na równej drodze wyskoczy duża dziura lub mocne fałdy, których nie za bardzo widać. Zakręty na zjazdach przecudowne :). Tyle na razie ciekawych informacji odnośnie Czarnogóry. Co do treningów- dziś docisnąłem mocno (choć bez przesady- przełęcz to 27 minut z jednej i 32 z drugiej przy 300-330W) na podjazdach i obciążenia weszły fajnie, no ale jak może być inaczej jak potem można się zregenerować na plaży i wymoczyć się w wyjątkowo chyba w tym roku zimnym morzu…wczoraj na oko 20*C, dziś z 24*C, oby zimy prąd już sobie odpływał 🙂 Okolica przepiękna, co chwile jakiś drogowskaz do górskiej cerkwi lub monastyru, tyle że do większości potrzebny by był rower MTB. No to na razie tyle, ale coś ciekawego jeszcze pewnie skrobnę.

Trening wysiedzeniowy i odwiedziny w Henrykowie

Sezon już trochę trwa, a ja jeszcze szukam formy. Tzn. na razie bez obaw, bo ważne imprezy zaczynają się w lipcu, ale trochę przeanalizowałem czego mi brakuje i ostatnio wdrożyłem trochę nowości, zobaczymy jakie będą rezultaty. Narzędziem, które często jest pomocne dla mnie to trening wysiedzeniowy- długa jazda o dość niskiej intensywności, ciut niżej niż standardowa wytrzymałość tlenowa. Taki trening zawsze fajnie stabilizował moją formę i coś dobrego z niego było, zobaczymy jak tym razem.

Na samym początku trochę postraszyło :)

A że taka jazda trwa około 6h, to jest to świetna okazja aby odwiedzić tereny, gdzie zazwyczaj się nie zapuszczam. Kusił mnie Lubiąż, bo tam nie byłem od 10 lat chyba, ale zostawię to sobie na kolejną wysiedzeniówkę. Jednak zostałem przy Cystersach i przejechałem się do Henrykowa. Dzień zapowiadał się przepięknie, choć z każdą kolejną godziną pojawiało się coraz więcej chmur i już po pół godzinie ukazał mi się obrazek jak powyżej- widowisko przepiękne, rzadko zdarza się widzieć takie chmury. Jednak do samego Henrykowa nie spadła z nieba ani kropla, ale po mokrym asfalcie jechałem i czuć było „pogłos” burzy. W miasteczku chwila na objechanie opactwa, kilka fotek i ruszam dalej, bo jeszcze 2/3 drogi przede mną.

Tablica pamiątkowa przy wjeździe do Henrykowa A tak o ta słynna księga wygląda...eee nie no za duża- oryginał jest w Muzeum Archidiecezjalnym we Wrocławiu Opactwo cysterskie w Henrykowie

Przez Ciepłowody i Przerzeczyn- Zdrój dojeżdżam do Piławy i Dzierżoniowa. Ten odcinek to dla mnie nowość- nigdy szosówką tamtędy nie jechałem….a warto. Teren fajny- odrobinę pofałdowany- w końcu to jeszcze chyba obszar Wzgórz Niemczańsko- Strzelińskich. Turystyka (pewnie za sprawą miejscowości uzdrowiskowej, choć nie tak znanej jak duże dolnośląskie „Zdroje”) kwitnie, widać nowe karczmy, tablice informujące o lokalnych atrakcjach, ścieżki przyrodnicze itd. Całkiem fajny pomysł na niedzielę po wyścigu żeby się przejechać na luzie z rodziną startując np. ze Strzelina- na początek chwilę po wzgórzach, a potem okolice uzdrowiska- może jeszcze się uda przetestować w tym roku.
Nie podpasiła mi tylko droga Piława-Dzierżoniów- niby wojewódzka, ale ruch srogi- jakiś lokalny tranzyt bo sporo ciężarówek, lepiej ominąć np. przez Ostroszowice bo to fajna miejscowość i mili ludzie tam mieszkają :).

Test możliwości tworzenia panoramy w Nexusie 5, fajnie tylko ciut z góry obcięło ;)

No a potem to już znana traska- Kiełczyn- Tąpadła i do domu kręcąc trochę po drodze, aby wyszedł założony czas. Trening fajowy, robota zrobiona, zmęczenie po takiej intensywności (130hr i 200W) żadne, tyłek nie boli, obyło się bez deszczu choć padało chyba wszędzie dookoła i 6h pojechałem na jednym 30g batoniku;), żyć nie umierać 😉

Masyw Ślęży od południa wygląda jakoś tak dziwnie płasko... Mój prowiant na 6h....zawsze jeżdżę ekonomicznie, ale tym razem się zdziwiłem ;) No dobra śniadanie było takie że się na jednym talerzu nie zmieściło, ale wciąż :)

Relacja ze Zdzieszowic i coś z dziś

Skrobnąłem wreszcie relację z Bike Maratonu w Zdzieszowicach, więc w wolnej chwili zapraszam do lektury.

A co ciekawego w ten weekend, no w sumie nic….niby dwa fajne wyścigi, bo Polkowice i Wyszehradzki na szosie, ale odpuszczam, miałem mocną końcówkę tygodnia w robocie i to w dość marnych warunkach, ot taka specyfika pracy raz mogę sobie pojeździć we wtorek od rana po Ślęży, a raz terminy się nakładają i trzeba plątać się z kabelkami na budowie po kilkanaście dziennie….no ale dzięki temu możecie zobaczyć jak ładnie będzie wyglądało nasze Narodowe Forum Muzyki 😉

:)

Stwierdziłem, że większy pożytek będzie z treningu po długiej i dobrze przespanej nocy niż z kolejnego płaskiego wyścigu. Szkoda mi tylko tych Polkowic, bo specyfika trasy podobna do MP w maratonie w pobliskim Obiszowie. Ale ciul tam, fajnie dziś było, nogi się kręciły do tego stopnia, że życiówka na moim teście terenowym pod Tąpadłę zrobiona- 440W przez pięć minut na podjeździe, no no no. Pokręciłem się trochę w okolicy, kilka podjazdów pod przełęcz + raz Przemiłów i wyszedł całkiem przyjemny trening przy pełnym słoneczku 🙂

Takie dni lubię :)

Ślęża! Nareszcie!

Eh no jak to się stało? Już maj a mnie nie było w tym roku na Ślęży na MTB? Prognozy na wtorek były przesuper- nie pozostawało nic tylko ustawić sobie tak robotę w tygodniu, aby móc wykorzystać ten piękny dzień i 10:00 parkowałem samochód w Rogowie Sobóckim- akurat najpierw chwilka asfaltem na rozgrzewkę zanim się wjedzie w teren.

No to zaczynamy :)

Na początek Drogą Piotra Włosta dookoła Ślęży i juz po chwili jestem na Przełęczy Tąpadła. Ależ sucho tej wiosny, nawet w miejscu gdzie zazwyczaj jest bajoro koło Źródła Ślężan, teraz ledwo mała kałuża. No to teraz czas na podjazd na Ślężę- to dobry test terenowy- trasa osłonięta drzewami, bez czynników pobocznych. Czas- 14:14….urwałem kolejne 8 sekund ze swojego rekordu. Taka dygresja odnośnie poziomu sportowego na maratonach w tym roku. By się mogło wydawać, że po ubiegłorocznych miejscach na pudle open, ten sezon zacząłem słabo- miejsca w okolicy 10-15 to poniżej oczekiwań…tyle że to też nie jest tak że forma słaba, forma jest dużo lepsza jak rok temu. Zarówno inwestycje w pomiar mocy jak i zgrupowanie swoje zrobiły, tyle że każdy pracuje i w tym roku jak w żadnym do tej pory widać skok formy u zawodników. Czołówka się strasznie zagęściła- wiadomo kategoria elita przyciąga nagrodami finansowymi, a i przybyło zawodników ze zlikwidowanego cyklu MTB Marathon, no nic pracujemy dalej i czekamy na wyższe góry. Fakt jest taki, że kiedyś wjechanie żółtym to był wyczyn bez podparcia, a dziś….dziś dosłownie dwa razy na 200-300m zrzucałem z blatu….po prostu jak się analizuje treningi z zeszłych lat, dwa, trzy do tyłu- totalny kosmos jak dużo można zmienić regularnym treningiem.

Z misiem :) Rzepakowa kraina.

No ale nic, dziś był wyjazd gdzie zarówno chciałem szkolić się w podjazdach, jak i potrenować technikę na zjazdach…no i jest całkiem fajnie, dużo lepiej niż się spodziewałem że będzie. Czerwony ze Ślęży w stronę Wieżycy za pierwszym razem jeszcze gdzieś z podpórką, potem nawrót na czarny i czerwonym do Sulistrowic- tam jest taki fragment gdzie bardzo trzeba balansować, a w tym roku jest jeszcze cięższy i co? Przejechany na czysto- chyba pierwszy raz w życiu.

Przy Źródle Joanny,a żadnej Asi nie było :(

Teraz czas na Radunię, podjazd poszedł fajnie. Coś kombinują z niebieskim szlakiem- są nowe oznaczenia omijające szczyt Raduni. Ja jednak pojechałem starą drogą na wierzchołek, bo tam mam porachunki ze zjazdem. No ale to nie na moje umiejętności jednak ciągle- za stromo, za bardzo sypko, zjechałem na 2-3 razy. Też nie chciałem za bardzo ryzykować- byłem sam, w razie poważnego dzwona, to jakiś turysta na Raduni pewnie by się pojawił dopiero w sobotę :). Przy okazji potestowałem nowy szlak niebieski trawersem Raduni- nic ciekawego dla wymagającego cyklisty, ale odkryłem przy okazji nie znaną mi tablicę:

Cośtam Weg :)

, zaraz się doczytam co to za droga. Potem…potem wystraszył mnie koń co stał na całą szerokość drogi, więc zawróciłem i zatankowałem przy Studni Św. Świerada (tu był dobry strumień, przy reszcie śleżańskich źródełek susza i cieknie po kropelce praktycznie). Nie wiem czy jest jakaś korelacja do suszy, ale w powietrzu tyle lata świństwa, robaków itd. , masakra oddychać się nie da w niektórych miejscach.

Dobra- jedziemy dalej- jeszcze jeden podjazd na Ślężę już ciut spokojniej i zjazd trochę inaczej, bo przez Wieżycę (czerwony tym razem pokonany płynnie, w całości bez podpórek i na raz! 13minut po kamolach- ręce dały radę choć już odpadały) i dalej żółtym do schroniska- fajny odcinek- dość wymagający, ale też płynnie przejechany…no może nie tyle płynnie co bez podpórki, nawracania i gleby, cóż też sukces 😉

Wieżyca

Teraz już pozostało zrobić rozjazd do Rogowa i w ramach regeneracji odwiedzić piekarnię 😉 o lody w piekarni a to psikus i to jeszcze moje ulubione miętowo- czekoladowe 🙂 Ja kończę jedzenie, a przed piekarnią staje samochód onaklejkowany Zeit’em. Szwedu wraca do domu po operacji obojczyka. Trzymam kciuki za szybką rehabilitację!

Nagroda!!!

A cała trasa wyglądała o tak:

Nowy dział- Trasy i zapowiedź weekendu

Strona powoli wstaje po awarii serwera. Pojawił się nowy dział- TRASY. Na początek dwie trasy szosowe w okolicach Wrocławia- moje ulubione tereny na treningi na kolarce, czyli Wzgórza Trzebnickie i okolice Ślęży.

No a dziś na treningu taka sytuacja:
Przygotowania do ITT

Trzeba przyzwyczaić się do ciut innej pozycji, bo w weekend się wybiorę na jazdę na czas do Żmigrodu. Startowałem tam 2 i 3 lata temu, więc fajnie będzie się porównać z samym sobą, a i przy okazji zrobię sobie test FTP, bo dystans/czas akurat się do tego nadaje. W sumie ciekawym doświadczeniem będzie jazda czasówki na mocy. Z jednej strony wiem ile wat mogę utrzymać przez te 28-30 minut, z drugiej nie wiem ile może dać dodatkowa mobilizacja spowodowana zawodami. W każdym razie plan jakiś tam w głowie mam, a w niedzielę go wykonam 🙂

Treningowy weekend…i szosówka 2015

Wprawdzie sezon zaczął się na dobre, ale ostatni weekend trochę jeszcze potrenowałem. Jakoś nie jestem zwolennikiem metody startowej na samym początku sezonu i ścigać się w środku kwietnia w soboty i w niedzielę to dla mnie trochę dalekie od ideału. Szczególnie że nad formą trzeba trochę jeszcze popracować. Po kilku dniach odpoczynku po Bike Maraton Miękinia pojeździłem porządnie w środę na Wzgórzach Trzebnickich, czwartek luźno, temperatury już prawie letnie więc w piątek na rower udało się wyciągnąć żonę i trochę pozwiedzaliśmy okolicę 🙂

Drugi "trening" w tym roku ;) :)

Sobota i niedziela to już ciężkie treningi. W sobotę w okolicy Przełęczy Tąpadła. Coś dawno mnie tam nie było- ostatnio częściej wybieram kierunek na Trzebnicę. Wprawdzie muszę się przebić przez miasto, ale i tak na pierwszych podjazdach jestem w okolicach Skarszyna po 50min. Natomiast jak jadę na Tąpadłę, to podjazdy mam po dobrej 1:15-1:20….no ale co tam- stęskniłem się za masywem Ślęży. Druga sprawa, to mam tam swoje odcinki testowe, które mi mogą trochę powiedzieć o aktualnej dyspozycji. Poleciałem przełęcz x4 na powrocie nakręciłem przez Przemiłów i zamknąłem trening w 130km i 4:10….oj fajnie jest kręcić przy 25*C, chyba do lata już nie tak daleko 🙂

W tle jedne z moich ulubionych terenów do jazdy

Dzień później pogoda zgoła inna…choć bez tragedii. Popadywał czasem jakiś kapuśniaczek, ale było ciepło i nie przeszkadzał za bardzo, ot taki ciepły letni deszcz :). Miał być trening typowo siłowy, bo coś mi ich brakuje ostatnio, ale trochę wiatr nie wiał w kierunku w którym miał wiać i kadencja odrobinę za wysoka powychodziła… ehh chyba trzeba kupić blat 64z 🙂

Kwiecień plecień...

No ale ważne że, jak to mówi nowe kolarskie powiedzenie, trening odbyty i dobry weekend za mną. Na deser prezentacja roweru szosowego, bo przez zimę się zmieniło to i owo. Coraz bliżej 7kg 🙂

Zgrupowanie MTB Votum Team Przesieka

To już tradycja, że na przełomie marca i kwietnia MTB Votum Team spotyka się w Przesiece na zgrupowaniu. Nasz zjazd ma na celu zarówno treningi (na tyle na ile się da w te trzy dni od piątku do niedzieli), ale i również (a może nawet przede wszystkim) integrację zespołu. W końcu na przełomie sezonów zazwyczaj są lekkie roszady w składzie i nie każdy zna wszystkich.

MTB na nowy sezon praktycznie gotowy :) Nice :)

Ja postanowiłem w tym roku pojawić się w Przesiece odrobinę wcześniej, bo już w środę. Na ten sam pomysł wpadł Wojtek, więc razem wyruszyliśmy z Wrocławia, po drodze jeszcze finalizując sprawy z nowym partnerem- firmą XC Life, która jest dystrybutorem odżywek Enervit. Plan był prosty- w środę i czwartek pomęczyć szosę, a potem już z całą drużyną jeździć na MTB od piątku. Plan zakładał dwa cięższe dni, odpoczynek w piątek i dwa cięższe dni na MTB. No ale plany planami, a życie swoje. W poniedziałek siedziałem w robocie w dość ciężkich warunkach do 22, we wtorek cały dzień w stresie składałem na ostatnią chwilę rower MTB i już w środę na treningu czułem się podmęczony, ale żal było odpuścić pierwszą możliwość tego roku jazdy w PL w krótkim rękawku :), ogólnie trening wszedł, choć opornie. Czwartek nie wykonałem założonego planu, bo już swoje lata mam i wiem kiedy nie można przegiąć.

Od piątkowego poranka zaczęli się zjeżdżać pozostali zawodnicy. Rano pojeździli techniczną pętelkę na Wzgórzu Paulinum, a ja porobiłem trochę fotek i zebrałem materiał wideo, to się pewnie jakiś film w przyszłości zmontuje.

Ciasny przejazd Takie tam Team pod pałacem Paulinum

Po obiedzie pojechaliśmy poćwiczyć technikę w okolicach Przesieki. No a z techniką tak to czasem jest- jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz :). Zresztą- taka to już tradycja, że wodospad swoje żniwo co roku musi zebrać. Tym razem latałem ja i Młoda. Kinga się w miarę wyratowała, ja natomiast zaliczyłem piękny lot i już zawsze będę pamiętał, aby pilnować ciśnienia w amortyzatorze 😉 (tak to jest jak się składa sprzęt na ostatnią chwilę), o nawet Kondziu to uwiecznił:

Camera operator :) Wodospadowi downhillwocy :)

Ogólnie bez tragedii- przyjąłem na rękę, bark się trochę wygiął, ale bolał tylko jak o nim pomyślałem :), gorzej z kolanem, które trochę zmieniło kolor i się powiększyło 😉 trudno- reszta zgrupowania, to już raczej technika….swoją drogą patrząc na dyspozycję na treningach we środę i czwartek, to może i lepiej, bo święta za pasem, a plany też są (i się fajnie realizują, bo dwa mocniejsze świąteczne treningi aktualnie już za mną i weszły pieknie). Prawda taka, że forma zrobiona w Hiszpanii nie ucieknie ot tak, a technika, to z pewnością coś czego teraz brakuje. Sprzęt złożony na nowo, a już porysowany, no trudno, od tego jest.

:) Hops 1 :) Hops 2 :) Hops 3 ;D

Całe zgrupowanie mega pozytywnie, fajnie się spotkać w teamowym gronie ot tak na spokojnie, bez pośpiechu jak później podczas sezonu na wyścigach. No to teraz święta, ostatnie szlify formy i sezon za pasem, oj już się nie mogę doczekać 🙂

i hops 4 xD Takie tam na mostku :)

Film ze zgrupowania

Zmontowałem trochę obrazków ze zgrupowania..wyszło chyba całkiem spoko :).
Z ciekawych rzeczy powoli zabieram się za składanie MTB na sezon 2015, w końcu już niedługo doroczne zgrupowanie MTB Votum Team w Przesiece, a tam idealne tasy do treningu uśpionej przez zimę techniki. Przygotowania do sezonu 2015 idą pełną parą, po zgrupowaniu mam już za sobą jeden mikrocykl treningowy, następny będzie już zawierał w sobie zgrupowanie w Przesiece, potem trochę BPSu i zaczynamy sezon! 🙂 No a teraz zapraszam na film: