Wakacje, Szklarska i takie tam :)

Trochę zaniedbuję stronę, no ale taki okres wakacyjno- urlopowy, a jak nie wyjazd to wyścig, a jak nie wyścig albo wyjazd to praca i ogólnie dni same uciekają. Trochę nadrabiam. Kilka słów na początek jeszcze o Bike Maratonie w Szklarskiej. To taka miejscówka, gdzie ciąży nade mną jakaś klątwa- chyba trzeci start i trzeci słaby. Dwa lata temu kapeć, rok temu jazda bez hamulca. W tym roku….cóż przed maratonem niby piątek wolny, ale czwartek i środa to jazda samochodem- w jeden dzień 8h, w drugi….wyjechaliśmy o 4:15, a dotarliśmy do celu o 23:00 :), no i niby noga na wyścigu była świeża, ale wszystko inne nie było 😉 Choć….bez tragedii- tzn. pierwsze kółko jechałem wycieczkę, tętno 150 i mocniej nie mogę. Szczęśliwie giga zaczyna się w trzeciej godzinie, na drugim kółku coś się odblokowało i moc wróciła. Około 40km byłem gdzieś na 23-25 miejscu, a po odnalezieniu rytmu na mecie na 70km zameldowałem się na 16 miejscu…no ale nie zmienia to faktu, że wyścig przejechałem praktycznie w połowie.

Po Szklarskiej mocny tydzień w pracy, tak aby udało się po weekendzie skoczyć w odwiedziny do Rodziny. Plany na weekend były ambitne, bo MP w XCO, no ale cóż sypnęło się za dużo rzeczy i nie ogarnąłem, cóż może za rok. Trochę szkoda, ale obsada była na tyle mocna, że o dobre miejsce w Mastersach by było ciężko, no ale zawsze jakieś doświadczenie by pozostało na przyszłość. Po weekendzie wyjazd na wschód Polski i bardzo fajnie spędzony tydzień, full relaks, plażowanie, ogniska, pogaduchy :). No ale coś też pojeździłem żeby nie było. Lubię tamte rejony, szosy w lesie- zero czerwonych świateł, zero skrzyżowań, ruch prawie zerowy i tylko drzewa, drzewa i drzewa przez 10km non stop. Kilka fajnych miejsc odwiedzonych, choć długiego treningu nie planowałem żadnego, więc mój ulubiony Łańcut odpuściłem, ale Baranów Sandomierski zaliczony, na rynku co roku przybywa atrakcji, a i pewnie sam zamek coraz piękniejszy, choć w tym roku do parku nie wchodziłem. Treningi odbębione, noga na BM w Bielawie jest, będzie good.

A o Bielawie (w której było nawet, nawet good, bo skończyło się na przyzwoitej 13nastej pozycji open i 1wszym miejscu w Pucharze Polski Masters I), napiszę niebawem. No a teraz już do Bike Adventure siedzę we Wrocławiu, dziś trening z przygodami, jeszcze na rozgrzewce atak osy (zawsze myślałem, że jak mnie kiedyś dziabnie to wlatując do środka kasku przez otwory wentylacyjne…ale nie zaklinowała się między skronią a paskami od kasku no i dziabnęła). Potem dwie ulewy i po tym wszystkim nawet ciężki trening tak bardzo nie bolał, jutro lecę wysiedzeniówkę, trzeba zrzucić trochę masy przed Śnieżką 🙂

Czarnogóra- podsumowanie

Zanim relacja z Bike Maratonu w Szklarskiej, to jeszcze małe podsumowanie wyjazdu do Czarnogóry od strony kolarskiej. Na miejscu miałem w sumie 8 noclegów, założenie było takie, żeby trenować z rana, tak aby udało się wrócić na 9-10, bo w końcu miały to też być wakacje 🙂 Podczas tych kilku dni udało mi się zrobić 4 mocne treningi, reszta to rozjazdy. Mocne, choć zazwyczaj nie za długie…no jeden dłuższy trening się udało wynegocjować, ale cel był szczytny, ale o tym za chwilę 🙂

Nocowaliśmy z żoną w Buljaricy koło większego miasta Petrovac. Ogólnie rzecz biorąc nadmorska droga jest dość ruchliwa, więc zazwyczaj męczyłem podjazd z Petrovacu w kierunku Jeziora Szkoderskiego- droga luźna, bo pod górą jest tunel, który mimo tego że płatny, jest chętniej wykorzystywany przez kierowców. Sami kierowcy jak pisałem wcześniej bardzo ok. Choć na Bałkanach jeżdżą trochę niebezpiecznie, to jakoś jak jechałem rowerem nie miałem żadnej groźnej sytuacji. Może z 2-3 razy zdarzyło się wyprzedzanie z przeciwka na trzeciego, ale jestem w stanie ich zrozumieć- ciągnie się taka kręta droga przez góry juz kilka km, no to jak tylko jest 200m prostej to żal nie wyprzedzić :). A tak to zero stresu. Mało tego- kolarze w Czarnogórze to dalej zjawisko rzadkie i kibicowanie przez robotników albo przez kierowców średnio raz na kwadrans jest przyjemną normą. Drogi w dość dobrym stanie, choć trzeba być uważnym, bo czasem na równej szosie zdarza się nieoznaczona dziura-krater lub częściej przełom. Cała okolica to jedno wielkie pasmo górskie, na płaskie odcinki nie można liczyć. Nawet na godzinnych rozjazdach wzdłuż morza wychodziło po 400m przewyższenia.

A specyfika treningów- męczyłem na różne sposoby wspomniany podjazd, raz robiąc go w całości od dwóch stron, raz cisnąłem 20sto minutówki na sweet spocie, a raz siłowo. W ostatni dzień przyszedł czas na królewski etap. Chciałem odwiedzić Park Narodowy Lovcen z położonym na szczycie góry Jezerski vrh (1657mnpm) Mauzoleum Piotra II Petrowicia. Podjazd miał 31km o średnim nachyleniu 5% i jakieś 1550m w pionie do podjechania. 1:42:20 wspinaczki, ale było warto. To jeden z treningów, który na zawsze pozostanie w pamięci. Niesamowity podjazd a potem super zjazd i nieziemskie widoki z góry. W czasie podjazdu sekcja 16nastu serpentynek z zakrętami o 180*. W sumie wyszła niezła przejażdżka- prawie 5h (zaczynałem o 5:15), 135km i jakieś 2800m w pionie.

A pod względem turystycznym- fajny kraj. Jak ktoś był już w Chorwacji polecam zapuścić się trochę dalej. Praktycznie każda większa miejscowość skrywa coś ciekawego, a w każdej mniejszej cerkwia lub monastyr co ma kilkaset lat, widać też że turystyka w rozkwicie, a turyści głównie krajowi i Serbowie. Polaków dużo mniej niż w Chorwacji. Ceny w lokalnych konobach całkiem fajne, za 4euro menu dnia- zupa, lekkie danie + mała sałatka, za 5,5e już porządne danie z 300g mięcha co po treningu siłowym jak znalazł :D. Jak kogoś interesuje większe foto-story bardziej o zabytkach i miejscach niż o rowerze, to zapraszam na picase 🙂

Czarnogóra- kilka słów na wstęp

Wpis może nie w 100% kolarski, ale temat jest do rozwinięcia w przyszłości, bo jestem na miejscu dopiero dwa dni. Rodzinny urlop dłuższy niż kilka dni w środku sezonu dla kolarza jest dość problematyczny. Szczęśliwie udało się wszystko dopiąć, sam nie wiem jak, bo oprócz pobytu na miejscu w Czarnogórze po drodze było jeszcze wesele, potem zwiedzanie Budapesztu….a i w drodze powrotnej jedziemy z jednym przystankiem. Rower zmieścił się do środka samochodu, więc w sumie jedyne co zostało do przemyślenia to noclegi na trasie przejazdu z bezpiecznym parkingiem.
Po superowym weselu kuzyna niedzielny poranek spędziłem na łupaniu podjazdów pod Przełęcz Salmopolską. Nawet małe oberwanie chmury nie zmyło uśmiechu z gęby- na szosówce po Beskidach jeździłem ostatni raz w 2003 roku chyba. W poniedziałek z rana wyruszyliśmy w drogę i koło 14 byliśmy w Budapeszcie. Obeszliśmy najciekawsze zabytki, mosty, wzgórze zamkowe, taki 16nasto kilometrowy spacerek :). Pobudka o 4:00 i w drogę przez Bośniackie góry, oj piękne drogi, niesamowite widoki- nie żałuję tego wyboru (alternatywa to chorwackie autostrady). Około 18 dojeżdżamy na miejsce- do miasteczka Buljarica.

W kolejnym dniu tylko lekki rekonesans okolicy i już widzę że będzie fajowo. Nazwa Czarnogóra z niczego się nie wzięła ;). Jeżeli po pobycie w Calpe stwierdziłem, że nie ma tam płaskiego, to teraz muszę powiedzieć, że tutaj nie ma nic poniżej 5% nachylenia 😉 . Z miejsca w którym mieszkam, może na 10m n.p.m. można po może 10km być na wysokości 630m. Minus tej okolicy, to dość słabo rozwinięta sieć dróg i w sumie mam jedną przełęcz do objeżdżania- zaleta taka, że alternatywą dla tej przełęczy jest tunel, więc 90% ruchu lokalnego leci tamtędy. Ogólnie bałem się kierowców w Czarnogórze, ale na razie zero problemów, wręcz przeciwnie ze dwa- trzy razy coś wymachiwali z uśmiechem i dopingowali na podjeździe :). Asfalty spoko, choć trzeba być uważnym, bo czasem na równej drodze wyskoczy duża dziura lub mocne fałdy, których nie za bardzo widać. Zakręty na zjazdach przecudowne :). Tyle na razie ciekawych informacji odnośnie Czarnogóry. Co do treningów- dziś docisnąłem mocno (choć bez przesady- przełęcz to 27 minut z jednej i 32 z drugiej przy 300-330W) na podjazdach i obciążenia weszły fajnie, no ale jak może być inaczej jak potem można się zregenerować na plaży i wymoczyć się w wyjątkowo chyba w tym roku zimnym morzu…wczoraj na oko 20*C, dziś z 24*C, oby zimy prąd już sobie odpływał 🙂 Okolica przepiękna, co chwile jakiś drogowskaz do górskiej cerkwi lub monastyru, tyle że do większości potrzebny by był rower MTB. No to na razie tyle, ale coś ciekawego jeszcze pewnie skrobnę.

Bike Maraton Jelenia Góra

Kurcze i znów uciekł mi tydzień nie wiem kiedy. Jutro jadę na wakacje czy też obóz treningowy, zwał jak zwał 😉 Ogólnie ostatnie tygodnie intensywne i trochę dupa z treningami, no ale cóż nadrobi się 😉 Ostatni wyścig też poszedł ciulowo, co zrobić- bywa i tak. Szyba relacja w kilku słowach- start; 5km w peletoniku; kapeć; strata; gonienie samemu 10km po płaskim; góry, gonienie na pierwszym podjeździe- jest ogień; gonienie na zjeździe-gleba, rozwalona ręka; podjazd „Łopata” jest ogień, a jak adrenalina opadła to już z każdą minutą ręka boli bardziej i utrudnia zjazdy; kondycyjnie też kiszka pod koniec, bo przegiąłem z gonieniem po kapciu. No i co zrobisz? Nic nie zrobisz- tak i sport. Jest sukces to chwilą trzeba żyć, a nie ma to trzeba na niego pracować i nie oglądać się w tył, a plan na następny tydzień jest taki o:
Będzie co podjeżdżać :)
Okolica wygląda zacnie, jest gdzie kręcić zobaczymy jak będzie na żywo. Jak dostanę gdzieś internet, bo będę Was zarzucał fotkami z gór i morza :)…a na razie kilka ujęć z Jeleniej:

Jeszcze przed kapciem... :) Na trasie 1km do mety :) "what's your name what's your number" Puste, czy pełne oto jest pytanie :)

Beskidy je je je :)…i BM w Wiśle

Znów jestem trochę do tyłu z newsami. Już jutro wyjazd na BM w Jeleniej Górze, a tu jeszcze wisi info z poprzedniego tygodnia. A działo się! BM w Wiśle jest wyjątkowe. Zawsze przy okazji wpadam w odwiedziny do Wilkowic i od piątku cieszę się życiem w górach. Po przyjeździe lekka przejażdżka z kuzynem po stokach Magurki- ehhh….mieszkać 300m od tras enduro coś pięknego.

Na wilkowickich trasach enduro Widoczek z tarasu :) Mrrrr

Sobota to jak zwykle upalny wyścig w Wiśle, z którego relacja jest już na www. Wszystko w lekkim skrócie tak jak i ten news. Dopinam wszystkie tematy w robocie i za tydzień wyjazd na wesele Kuzyna, w niedzielę odpoczynek po weselu….a może jakieś interwaliki pod Salmopol z rana jak wszyscy jeszcze będą spać ;)…no a w poniedziałek ruszam z Eweliną na plażowanie i zdobywanie czarnogórskich KOMów ;).

Dobra wracając jeszcze do zeszłego weekendu. Niedziela, to wycieczka na Klimczok. Trochę się pogubiłem, a jak się nie zna Beskidów, to się trafia zazwyczaj na ścianki z 25% nachyleniem:)…może nie super jak na dzień regeneracji, ale co tam być w górach i nie jeździć, to żadna przyjemność. Z Klimczoka zjechałem sobie po strzałkach niedawnego MTB Trophy do Szczyrku i spokojnie polami wróciłem do Wilkowic.

W drodze na Klimczok Na szczycie, a poniżej schronisko Zjazd po trasie Beskidy MTB Trophy Załapałem się też na dni Wilkowic :)

BM Wałbrzych, XC w Boguszowie i 10-lecie Votum S.A.

Coś ostatnio mało czasu mam jak widać po ilości wpisów, no ale powoli sezon urlopowy się zaczyna, a jeżeli chce się pojechać na jakieś wakacje (czyt. zgrupowanie….choć Żona myśli, że na wypoczynek 😉 ), to trzeba w pracy dopiąć kilka spraw. Relacji z Wałbrzycha nie będzie, bo już nie pamiętam co się działo ;)…albo raczej chcę zapomnieć, bo tak pokrótce: z czołówką wytrzymałem może z 8minut ;P….potem przytkało i ogólnie słabo się czułem na tym wyścigu. Dobrze, że giga zaczyna się po drugiej godzinie, bo mniej więcej wtedy odżyłem. W każdym razie na drugą pętlę wjeżdżałem jako 23, na mecie byłem 16 open (12 w elicie). Drugie kółko pojechałem z pewnością szybciej niż pierwsze ;). A co tam, nie ma co się martwić, sezon jeszcze długi i zawodów pełno.

No a teraz sprawy bieżące. W ostatni weekend porządne ściganie w Boguszowie- Gorcach podczas wyścigu organizowanego przy okazji Pucharu Polski XCO. Wreszcie zaliczyłem jakiś wyścig XC, brakowało mi ścigania się w tej formule. Po ostatniej wizycie na pucharze świata jeszcze bardziej zachciało mi się wrócić do cross country. Organizatorzy się popisali i przygotowali godną trasę. Ogień od startu do mety, średnie tętno na poziomie 180hr przez godzinę, max 186hr, oj to jest to, nie ma chwili odpoczynku- zapraszam na pełną RELACJĘ

A przed sobotnim wyścigiem miałem zaszczyt gościć na wyjątkowej uroczystości. Votum S.A., które już od wielu lat jest sponsorem tytularnym naszego klubu MTB Votum Team, obchodziło jubileusz 10-lecia powstania. To była świetna okazja aby zaznajomić się z ideami i zasadami jakimi kieruje się Votum, pomagając poszkodowanym w wypadkach komunikacyjnych i nie tylko. Aż nie chce się wierzyć, że wystarczyło 10lat, aby firma urosła do rangi poważnej spółki akcyjnej, zatrudniającej setki osób. No i przecież Votum to nie tylko odszkodowania, ale i Fundacja Votum, klinika rehabilitacyjna, kancelaria i masa innych podmiotów.

10 lat! MTB Votum Team na kongresie 10-lecia Z Dariuszem Cyżem prezesem Votum S.A. ....i prezesem MTB Votum Team też oczywiście :)

Ostatnie z powyższych zdjęć jest dla mnie wyjątkowe- na kongresie 10-lecia z Dariuszem Czyżem- prezesem Votum S.A. Do Niego skierowałem swoje kroki przed sezonem 2012, gdy planowałem powrót do kolarstwa po 7-letniej przerwie. Darek przygarnął do swojego klubu i tak już czwarty sezon reprezentuję MTB Votum Team. Co by nie mówić- świetną drużynę z niesamowitą atmosferą. Poznałem tutaj wiele pozytywnie zakręconych osób i mam nadzieję że te znajomości będą trwały bardzo długo.
Dream Team

Puchar Świata XCO Nove Mesto

Już od jakiegoś czasu chodził mi po głowie wyjazd na Puchar Świata w XC, żeby z bliska zobaczyć międzynarodową czołówkę MTB. Lokalizacja najwygodniejsza, aby ten pomysł zrealizować, to Nowe Mesto w Czechach- jakieś 230km od Wrocławia. Dodatkową zaletą jest fakt, że edycja u naszych południowych sąsiadów ceniona jest praktycznie pod każdym względem- od jakości trasy po organizację. W tym roku termin idealny, bo zawody w niedzielę po sobotnim Bike Maratonie można było sobie odpocząć kibicując.

Zobaczmy co tam ma Rose :)... ...o takie ładne Scotty na XTR DI2

Teren faktycznie super, bo taka wielofunkcyjna górka- w zimie biegi narciarskie/ biathlon, a w lecie zawody XC i bike park. Do tego trasa tak ułożona, że podczas jednego wyścigu da się być praktycznie w każdym ciekawym miejscu…a takich jest sporo- kamieniste sekcje, zjazdy po korzeniach, po hopkach, ciężkie podjazdy, fajne ścianki- jest na co popatrzeć. Przy ciekawszych fragmentach ustawione były trybuny i telebimy z relacją Red Bull TV….choć najciekawsza opcja to biegać pomiędzy odcinkami trasy i tam dopingowanie swoich faworytów.

Zdjęć z trasy nie dużo, bo ogólnie pogoda średnia i aparat nie dawał rady. Na miejscu udało się być ze 2h przed startem, więc pobuszowaliśmy trochę po namiotach teamowych i pooglądaliśmy nowości sprzętowe oraz samych zawodników- do wyścigów jeszcze kupa czasu, więc chętnie pstrykali sobie razem zdjęcia, co ochoczo wykorzystywaliśmy:)

NO1- Julien Absalon Fota z Majką....bo ostatnia jaką miałem to z MP w maratonie 2005 :) Z Catharine Pendrel- aktualną mistrzynią świata XCO Osaczony Jaroslav jeszcze nie wie, że będzie gwiazdą dnia :) No i z Jolą :) Bardzo fajne wrażenie zrobiła- sympatyczna i uśmiechnięta....no chyba że to jest ten luz jak się wie, że się jest najlepszą :) A to druga strona medalu- Rita, kamienna twarz, pełne skupienie i wręcz rutyna od tylu lat.

Potem udaliśmy się już na trasę i kibicowaliśmy naszym zawodniczkom podczas wyścigu kobiet. Atmosfera na trasie niesamowita- nie trzeba było wyglądać za zawodniczkami- doskonale było słychać doping kibiców gdy się zbliżały w dane miejsce. Na trasie i trybunie głównej było w sumie ponad 14tyś widzów!!! Szkoda defektu Majki, no ale walczyła dzielnie. Duże wrażenie zrobiła Ola przebić się z numerem 70 na 29 miejsce to jest coś. Pomiędzy wyścigami był przygotowany pokaz samolotów akrobacyjnych Red Bull, więc nie było ani chwili, aby się nudzić. Potem wyścig facetów i kosmiczna jazda dwójki Kulhavy i Schurter- oj było co podziwiać na technicznych sekcjach. Pogoda trochę utrudniła zadanie kolarzom, bo wyglądało na to, że noc była deszczowa, a i przez cały dzień czasem lekko pokropiło z nieba- zdarzały się uślizgi i gleby, choć i tak byłem pod wrażeniem trzymania opon w takich warunkach.

Maja na 5m jeszcze przed defektem Ola w akcji Podium kobiet. Na trasie wyścigu mężczyzn Sekcja "BMX" Pokaz Red Bulla w przerwie

Impreza udała się super- wśród kibiców wiele znajomych twarzy z naszych wyścigów, pewnie Polaków wśród tych prawie 15 tyś widzów był spory procent. Warto na takie widowisko się wybrać- ja byłem pierwszy raz w życiu i jestem bardzo zadowolony, kto nigdy nie był, to szczerze polecam, bo wrażenia niezapomniane!

Trening wysiedzeniowy i odwiedziny w Henrykowie

Sezon już trochę trwa, a ja jeszcze szukam formy. Tzn. na razie bez obaw, bo ważne imprezy zaczynają się w lipcu, ale trochę przeanalizowałem czego mi brakuje i ostatnio wdrożyłem trochę nowości, zobaczymy jakie będą rezultaty. Narzędziem, które często jest pomocne dla mnie to trening wysiedzeniowy- długa jazda o dość niskiej intensywności, ciut niżej niż standardowa wytrzymałość tlenowa. Taki trening zawsze fajnie stabilizował moją formę i coś dobrego z niego było, zobaczymy jak tym razem.

Na samym początku trochę postraszyło :)

A że taka jazda trwa około 6h, to jest to świetna okazja aby odwiedzić tereny, gdzie zazwyczaj się nie zapuszczam. Kusił mnie Lubiąż, bo tam nie byłem od 10 lat chyba, ale zostawię to sobie na kolejną wysiedzeniówkę. Jednak zostałem przy Cystersach i przejechałem się do Henrykowa. Dzień zapowiadał się przepięknie, choć z każdą kolejną godziną pojawiało się coraz więcej chmur i już po pół godzinie ukazał mi się obrazek jak powyżej- widowisko przepiękne, rzadko zdarza się widzieć takie chmury. Jednak do samego Henrykowa nie spadła z nieba ani kropla, ale po mokrym asfalcie jechałem i czuć było „pogłos” burzy. W miasteczku chwila na objechanie opactwa, kilka fotek i ruszam dalej, bo jeszcze 2/3 drogi przede mną.

Tablica pamiątkowa przy wjeździe do Henrykowa A tak o ta słynna księga wygląda...eee nie no za duża- oryginał jest w Muzeum Archidiecezjalnym we Wrocławiu Opactwo cysterskie w Henrykowie

Przez Ciepłowody i Przerzeczyn- Zdrój dojeżdżam do Piławy i Dzierżoniowa. Ten odcinek to dla mnie nowość- nigdy szosówką tamtędy nie jechałem….a warto. Teren fajny- odrobinę pofałdowany- w końcu to jeszcze chyba obszar Wzgórz Niemczańsko- Strzelińskich. Turystyka (pewnie za sprawą miejscowości uzdrowiskowej, choć nie tak znanej jak duże dolnośląskie „Zdroje”) kwitnie, widać nowe karczmy, tablice informujące o lokalnych atrakcjach, ścieżki przyrodnicze itd. Całkiem fajny pomysł na niedzielę po wyścigu żeby się przejechać na luzie z rodziną startując np. ze Strzelina- na początek chwilę po wzgórzach, a potem okolice uzdrowiska- może jeszcze się uda przetestować w tym roku.
Nie podpasiła mi tylko droga Piława-Dzierżoniów- niby wojewódzka, ale ruch srogi- jakiś lokalny tranzyt bo sporo ciężarówek, lepiej ominąć np. przez Ostroszowice bo to fajna miejscowość i mili ludzie tam mieszkają :).

Test możliwości tworzenia panoramy w Nexusie 5, fajnie tylko ciut z góry obcięło ;)

No a potem to już znana traska- Kiełczyn- Tąpadła i do domu kręcąc trochę po drodze, aby wyszedł założony czas. Trening fajowy, robota zrobiona, zmęczenie po takiej intensywności (130hr i 200W) żadne, tyłek nie boli, obyło się bez deszczu choć padało chyba wszędzie dookoła i 6h pojechałem na jednym 30g batoniku;), żyć nie umierać 😉

Masyw Ślęży od południa wygląda jakoś tak dziwnie płasko... Mój prowiant na 6h....zawsze jeżdżę ekonomicznie, ale tym razem się zdziwiłem ;) No dobra śniadanie było takie że się na jednym talerzu nie zmieściło, ale wciąż :)

Relacja ze Zdzieszowic i coś z dziś

Skrobnąłem wreszcie relację z Bike Maratonu w Zdzieszowicach, więc w wolnej chwili zapraszam do lektury.

A co ciekawego w ten weekend, no w sumie nic….niby dwa fajne wyścigi, bo Polkowice i Wyszehradzki na szosie, ale odpuszczam, miałem mocną końcówkę tygodnia w robocie i to w dość marnych warunkach, ot taka specyfika pracy raz mogę sobie pojeździć we wtorek od rana po Ślęży, a raz terminy się nakładają i trzeba plątać się z kabelkami na budowie po kilkanaście dziennie….no ale dzięki temu możecie zobaczyć jak ładnie będzie wyglądało nasze Narodowe Forum Muzyki 😉

:)

Stwierdziłem, że większy pożytek będzie z treningu po długiej i dobrze przespanej nocy niż z kolejnego płaskiego wyścigu. Szkoda mi tylko tych Polkowic, bo specyfika trasy podobna do MP w maratonie w pobliskim Obiszowie. Ale ciul tam, fajnie dziś było, nogi się kręciły do tego stopnia, że życiówka na moim teście terenowym pod Tąpadłę zrobiona- 440W przez pięć minut na podjeździe, no no no. Pokręciłem się trochę w okolicy, kilka podjazdów pod przełęcz + raz Przemiłów i wyszedł całkiem przyjemny trening przy pełnym słoneczku 🙂

Takie dni lubię :)

Ślęża! Nareszcie!

Eh no jak to się stało? Już maj a mnie nie było w tym roku na Ślęży na MTB? Prognozy na wtorek były przesuper- nie pozostawało nic tylko ustawić sobie tak robotę w tygodniu, aby móc wykorzystać ten piękny dzień i 10:00 parkowałem samochód w Rogowie Sobóckim- akurat najpierw chwilka asfaltem na rozgrzewkę zanim się wjedzie w teren.

No to zaczynamy :)

Na początek Drogą Piotra Włosta dookoła Ślęży i juz po chwili jestem na Przełęczy Tąpadła. Ależ sucho tej wiosny, nawet w miejscu gdzie zazwyczaj jest bajoro koło Źródła Ślężan, teraz ledwo mała kałuża. No to teraz czas na podjazd na Ślężę- to dobry test terenowy- trasa osłonięta drzewami, bez czynników pobocznych. Czas- 14:14….urwałem kolejne 8 sekund ze swojego rekordu. Taka dygresja odnośnie poziomu sportowego na maratonach w tym roku. By się mogło wydawać, że po ubiegłorocznych miejscach na pudle open, ten sezon zacząłem słabo- miejsca w okolicy 10-15 to poniżej oczekiwań…tyle że to też nie jest tak że forma słaba, forma jest dużo lepsza jak rok temu. Zarówno inwestycje w pomiar mocy jak i zgrupowanie swoje zrobiły, tyle że każdy pracuje i w tym roku jak w żadnym do tej pory widać skok formy u zawodników. Czołówka się strasznie zagęściła- wiadomo kategoria elita przyciąga nagrodami finansowymi, a i przybyło zawodników ze zlikwidowanego cyklu MTB Marathon, no nic pracujemy dalej i czekamy na wyższe góry. Fakt jest taki, że kiedyś wjechanie żółtym to był wyczyn bez podparcia, a dziś….dziś dosłownie dwa razy na 200-300m zrzucałem z blatu….po prostu jak się analizuje treningi z zeszłych lat, dwa, trzy do tyłu- totalny kosmos jak dużo można zmienić regularnym treningiem.

Z misiem :) Rzepakowa kraina.

No ale nic, dziś był wyjazd gdzie zarówno chciałem szkolić się w podjazdach, jak i potrenować technikę na zjazdach…no i jest całkiem fajnie, dużo lepiej niż się spodziewałem że będzie. Czerwony ze Ślęży w stronę Wieżycy za pierwszym razem jeszcze gdzieś z podpórką, potem nawrót na czarny i czerwonym do Sulistrowic- tam jest taki fragment gdzie bardzo trzeba balansować, a w tym roku jest jeszcze cięższy i co? Przejechany na czysto- chyba pierwszy raz w życiu.

Przy Źródle Joanny,a żadnej Asi nie było :(

Teraz czas na Radunię, podjazd poszedł fajnie. Coś kombinują z niebieskim szlakiem- są nowe oznaczenia omijające szczyt Raduni. Ja jednak pojechałem starą drogą na wierzchołek, bo tam mam porachunki ze zjazdem. No ale to nie na moje umiejętności jednak ciągle- za stromo, za bardzo sypko, zjechałem na 2-3 razy. Też nie chciałem za bardzo ryzykować- byłem sam, w razie poważnego dzwona, to jakiś turysta na Raduni pewnie by się pojawił dopiero w sobotę :). Przy okazji potestowałem nowy szlak niebieski trawersem Raduni- nic ciekawego dla wymagającego cyklisty, ale odkryłem przy okazji nie znaną mi tablicę:

Cośtam Weg :)

, zaraz się doczytam co to za droga. Potem…potem wystraszył mnie koń co stał na całą szerokość drogi, więc zawróciłem i zatankowałem przy Studni Św. Świerada (tu był dobry strumień, przy reszcie śleżańskich źródełek susza i cieknie po kropelce praktycznie). Nie wiem czy jest jakaś korelacja do suszy, ale w powietrzu tyle lata świństwa, robaków itd. , masakra oddychać się nie da w niektórych miejscach.

Dobra- jedziemy dalej- jeszcze jeden podjazd na Ślężę już ciut spokojniej i zjazd trochę inaczej, bo przez Wieżycę (czerwony tym razem pokonany płynnie, w całości bez podpórek i na raz! 13minut po kamolach- ręce dały radę choć już odpadały) i dalej żółtym do schroniska- fajny odcinek- dość wymagający, ale też płynnie przejechany…no może nie tyle płynnie co bez podpórki, nawracania i gleby, cóż też sukces 😉

Wieżyca

Teraz już pozostało zrobić rozjazd do Rogowa i w ramach regeneracji odwiedzić piekarnię 😉 o lody w piekarni a to psikus i to jeszcze moje ulubione miętowo- czekoladowe 🙂 Ja kończę jedzenie, a przed piekarnią staje samochód onaklejkowany Zeit’em. Szwedu wraca do domu po operacji obojczyka. Trzymam kciuki za szybką rehabilitację!

Nagroda!!!

A cała trasa wyglądała o tak: